Gdy ekonomia była prostsza

Niegdyś pieniądz był bity przez władcę ze zdobytego lub zrabowanego przez niego złota lub srebra. O wartości pieniądze nie tylko świadczył nie tylko materiał, waga i zawartość metalu w takiej monecie, ale także to, że moneta była bita z wizerunkiem władcy. To dawało pewność korzystającym z monet, że jakby chcieli monety wymienić na coś bardziej praktycznego i potrzebnego, np. na jedzenie czy drewno na budowę domu – wszak złotem się jednak człowiek nie naje, a i dom ze złota to rzecz małopraktyczna – to wystarczy zlokalizować kolesia lub koleżankę, który lub która na takich monetach był wybity lub była wybita, podejść do niego lub do niej i rzec: a to chyba Twoje, to może wymianka mała, ja pieniążek daję, ty jedzenie. Władca taką monetę zawsze brał, bo jednak z racji jego facjaty na niej widniejącej należała do niego, a u jego poddanych to była tylko w obrocie. I dawał ludowi zboże czy drewno, choć to ile tego zboża dał czy drewna to zależało od tego ile miał na stanie.

Ktoś zapyta, a co się działo jeżeli koleś lub koleżanka na monecie umierali. W tym momencie trzeba docenić to, że niegdyś sceptycznie podchodzono do idei republiki a prym wiodła monarchia. Co prawda zmieniał się władca, ale cały czas to była ta sama rodzina, i chociażby ze względów rodzinnych syn czy wnuk dbał o to, że jak wracała do niego moneta z ojcem lub dziadkiem czy wujkiem, to żeby ją „wypłacić”. Problem jaki się mógł pojawić to kwestia, że nie zawsze się latorośle udawały. Ojciec mógł być gospodarny, dbać o swoje księstwo, wypuszczał wiele monet, ale na każdą z monet miał pokrycie w zbożu w spichlerzach chowanym, w mundurach i uzbrojeniu skoszarowanych żołnierzy. Syn zaś już takiej żyłki nie miał. Zboże przejadł, armie wygubił, i to że kiedyś za monetę z jego ojcem można było dostać krowę mleczną ze źrebakiem, a za jego czasów tylko starą i nie mleczną już krowę, to już inny problem.

W tych niegdysiejszych czasach ludzie byli na tyle głupi, albo na tyle mądrzy, że nie brali się za przewidywanie przyszłości i wróżenie jej bądź przepowiadania, tylko przyszłość pozostawiali wyrokom boskim. Nikt nie planował jak będą wyglądały zbiory: daj Panie Boże aby były jak najlepsze. Zwycięstwo w bitwach przynosiło nie to, że ktoś miał sprawne wojsko a po drugiej stronie stały ledwo uzbrojone plemiona, albo geniusz dowódczy, zwycięstwo było wolą Boga. Tak więc wartością monety było to co w państwie było na stanie w teraźniejszości. Ile było zboża, wina, okrętów w portach. Wszystko na dziś. Żadne tam kwitki z prognozami (zwane też mechanizmami pochodnymi), że jutro będą na pewno wielkie zbiory, bo pogoda jest świetna (a co będzie jak jutro będzie powódź i potopi nam pola), albo że sąsiedni książę to jutro na pewno odda pieniądze, albo spłaci zbożem – bo co kiedy zgodnie z wyrokiem Bożym, umrze i nie odda pieniędzy czy zboża, a koszt uzbrojenia komornika i wysłania go do następców księcia będzie zbyt wysoki, a sama egzekucja jest zdarzeniem przyszłym i niepewnym, ze względu na spodziewanie możliwy duży opór następcy? Jak zapłaci jutro albo przyśle zboże, to jutro to wpiszemy i powiększymy albo wartość naszych monet, albo wybijemy dodatkową partię, ale jutro. Na dziś tego nie ma – więc nie ma.

Biedni ci władcy, nie wchodzili w tak znakomite powiastki filozoficzne, czy jak czegoś nie ma, to czy to jest. Nie bawili się w dokładne planowanie, że dzisiaj będzie tak, a jutro będzie jeszcze lepiej. Żyli teraźniejszością.. i przynajmniej nie mieli kryzysów finansowych.

I chyba jednak znali lepiej wartość swojego państwa i wiedzieli ile monet może krążyć po państwie, bo ma pokrycie w bogactwie tego państwa i doskonale też wiedzieli jaka jest wartość tych pieniędzy. A dzisiaj…

Mam pieniążek euro. Ładny europejski. Ale co świadczy o jego wartości? Jaki Książe czy władca – wszak nie ma na nim żadnego? Gdzie jest zboże i wino magazynowane na pokrycie jego wartości, w jakim państwie? W Niemczech? Nie, to przecież niemieckie jest, a euro jest europejskie. We Francji? Co francuskie to francuskie, co europejskie to europejskie. Może w sumie wszystkich państw Unii Europejskiej? No ale jak jest 27 magazynów, i każdy z nich jest inaczej rządzony, inaczej się na nim liczy ilość surowców, to jaką mamy pewność, że to jest solidnie wyliczony. W niemieckim i greckim magazynie może być po 100 beczek z winem, ale beczki niemieckie są solidne i mamy w każdej z nich po 100 l wina, a w beczkach greckich wino po wyciekało. I teraz czy aby na pewno mamy w Niemczech 10000 l wina i w Grecji tyle samo? A wreszcie czy za Euro nie stoi wiara, że kiedyś uda się stworzyć silne państwo europejskie, którego bogactwo będzie sumą wszystkich krajów doń wstępujących? A co jeśli wyrok Boski będzie odmienny?