Obchody i polityka

Są rocznice, które świętujemy, a są takie, które po prostu obchodzimy. Różnica wbrew pozorom jest kolosalna.

Świętujemy Konstytucję 3-go Maja, Odzyskanie Niepodległości, Cud nad Wisłą.Obchodzimy rocznicę najazdu Niemiec czy Sowietów na Polskę, wybuchu Powstania Warszawskiego, wprowadzenia Stanu Wojennego.

Do świętowania nie wystarczy nawiązanie do jakiejś znaczącej „okazji”. Konieczne jest jeszcze, by ta „okazja” powszechnie dobrze się kojarzyła.

Od wielu lat łączy się 4 czerwca z III RP – to przecież symboliczna data jej narodzin. Gdyby 4 czerwca „obchodzono”, a nie „świętowano” byłoby tego dnia miejsce dla każdego. I dla apologety III RP i dla ludzi nastawionych krytycznie do tego projektu. W końcu świętują beneficjenci, a III RP jednak dość nierówno owe beneficja pomiędzy Polaków rozdzielała. A formuła „świętowania” forsowana przez…, a wiadomo przez kogo, stawia tych mniej zadowolonych poza nawiasem.

W świetle tego ogłoszenie 4 czerwca „świętem” jest diabelsko – PR-owską manipulacją. I nie uwierzę, że zrobiono to przypadkowo lub nieświadomie. Nie – zrobiono to, jak wiele innych manipulacji, z pełnym cynizmem. W tej atmosferze nawoływanie Tuskoidów i Wałęsoidów do wzięcia udziału w „święcie” i do zgody wokół „święta” oceniam jako zwykłe świństwo.

A gdyby 4 czerwca po prostu „obchodzono” miejsce znalazło by się dla każdego. Właśnie tak rozumiem to, co w tym dniu zamierza robić Prezydent Lech Kaczyński, Prawo i Sprawiedliwość i wiele innych środowisk. Oni nie bronią beneficjentom i zachwyconym wyrażania radości. Oni właśnie próbując 4 czerwca „obchodzić”, a nie „świętować” są odsądzani od czci i wiary.

Myślę, że to co się wokół rocznicy 4 czerwca dzieje jest dowodem na to, że „Polityka Miłości” weszła w stadium „Polityki Totalnej Miłości”.Z tych właśnie powodów rządowo–wałęsowsko–platformiane obchody uważam po prostu za Superhucpę 4 czerwca.