„Markowa”, błękitna iluzja

Słyszałem kiedyś o Gościu, który będąc pracownikiem naukowym któregoś z wydziałów farmacji dorabiał sobie na boku podrabiając Viagrę.

Ściślej rzecz ujmując osobnik ten za pomocą sprzętu znajdującego się na wydziale (jakaś podręczna tabletkarka) z zabarwionej na niebiesko mąki ziemniaczanej – czy też innej równie obojętnej substancji – robił tabletki w kształcie tabletek Viagry.

Tu mam kłopot, bo jak rozumiem podróbki były kiepskie, bo zgadzał się jedynie kształt i kolor, więc czy można rzeczywiście nazwać to podróbką? No niech będzie – podrabiał Viagrę.

Z tymi podróbkami leków, to w ogóle jest poważna sprawa, bo człowiek kupuje (przynajmniej powinie robić to tylko wtedy) lek, gdy jest na coś chory i chce wyzdrowieć lub przynajmniej złagodzić objawy. Podrobiony lek często nie trzyma parametrów, jest zanieczyszczony – a więc nie tylko nie leczy, ale może również zaszkodzić. Jak się do tego dołoży fakt, że większość podróbek jest spożywanych bez uzgodnienia z doktorem nieszczęście gotowe. Przecież gdyby było wskazanie – można byłoby kupić świństwo bez niczyjej łaski i bez najmniejszego ryzyka w aptece.

W każdym razie Gość naraził się na gniew producenta oryginału i wymiaru sprawiedliwości. Ciekaw jestem jaki był finał tej sprawy. W końcu, żeby była kara – muszą być straty. A jakie straty mógł wykazać producent oryginału? Zestaw pism procesowych i protokoły z rozpraw chętnie bym przeczytał i myślę, że ubawiłbym się setnie – w końcu mąka ziemniaczana w ilości mieszczącej się w jednej, czy też kilku tabletkach nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Strat producent oryginału też pewnie nie poniósł (a jeśli twierdzi, że tak – chciałbym zobaczyć uzasadnienie), bo „towar” był rozprowadzany nielegalnie w agencjach towarzyskich.

Swoją drogą – to jakaś paranoja – po co iść do agencji towarzyskiej, jeśli trzeba zażyć Viagrę? Nie, tych klientów zupełnie mi nie szkoda. Mogą się teraz chwalić, że kupili najdroższą mąkę kartoflaną na świecie.

* * *
Opisana przeze mnie relacja producent podróbki – klient agencji jako żywo przypomina mi relację Platforma Obywatelska – Wyborca PO. Płaci się słono, produkt wygląda na „markowy”, a obietnica rychłej szczęśliwości jest tak wiarygodna, że aż realna. Obaj i Klient agencji i Wyborca PO nawet nie bardzo mogą się komuś poskarżyć.

Tyle że w odróżnieniu od tych oszukanych klientów – tych Wyborców, to jednak mi żal.

Tyle, że podrobione tabletki nie miały „działań niepożądanych”, a rządy PO mają. Ot, na przykład ja muszę je znosić.