Kto ma płacić podatki

Kilka dni temu pojawił się pomysł, pomysł związany z Platformą Obywatelską, na coś co dialektycznie nazwano „podatkiem ekologicznym”. Podatek ma być oczywiście (jak wszystkie pomysły związane z PO) wdrożony by żyło się lepiej. Wszystkim.

Ów „podatek ekologiczny” płacilibyśmy od posiadania starszych używanych samochodów. Im samochód starszy – tym więcej. Maksymalny wymiar podatku ma wynosić trzy tysiące złotych rocznie i dotyczyć aut starszych niż 10 lat.

Proponowany podatek ma następujące cechy:

  1. Jego maksymalny wymiar dotyczyć będzie pewnie ponad połowy aut jeżdżących w Polsce;
  2. Podatek ten służy wyłącznie dość bezczelnemu wyciągnięciu kasy z kieszeni najbiedniejszych, czyli tych, którzy mają w praktyce utrzymywać budżet;
  3. Skutki wprowadzenia owego podatku będą dotyczyć znacznie większej grupy osób niż tylko posiadaczy starych aut.


Generalnie rzecz biorąc stary samochód można mieć z dwóch powodów. Można być hobbystą – miłośnikiem old timerów (ale tych jest niewielu i jakoś mam przekonanie, że ta grupa właścicieli podatku uniknie), albo być człowiekiem niezamożnym. Generalnie uważam, że większość ludzi woli mieć samochód lepszy niż gorszy i nowszy niż starszy. Trzeba również pamiętać, że nowsze auto to nie tylko wyższa cena zakupu, ale związane są z nim i inne wydatki. Obsługa kredytu (bank musi zarobić), obłąkane ceny serwisu nowych samochodów, wyższe ubezpieczenia…

Tak się składa, że ów podatek nijak nie stworzy mechanizmu, który pozwoliłby, na przykład małżeństwu nauczycieli, kupić nowe auto – zmusi ich wyłącznie do płacenia dodatkowej kary za posiadanie starego.

Tak się również składa, że wprowadzenie takiego podatku odbije się z całą pewnością nie tylko na posiadaczach samochodów, ale również na osobach prowadzących obrót takimi autami, na małych serwisach, na rynku nieoryginalnych części zamiennych… Swoją drogą, czy autorzy pomysłu przeprowadzili symulację możliwych skutków wprowadzenia go w życie?

Ciekawe również, z czego czerpie dochody osoba, która jako pierwsza wyartykułowała pomysł takiego podatku? W niedawnych czasach mieliśmy już takich speców, którzy zgłaszali poprawkę, że trzeba korzystać z zestawów głośnomówiących do komórek i jednocześnie mieli firmę, która kontrolowała kilkadziesiąt procent rynku tych zestawów w Polsce (tamten poseł był z Unii Wolności). Jakoś nie mam najmniejszych wątpliwości, że wśród źródeł pomysłu na „podatek ekologiczny” leży podobna logika.

Inną ważną cechą pomysłu była reakcja mediów, a w zasadzie jej brak, choć można by sądzić, że media są na podatki dość wrażliwe. Gdy w swoim czasie miał wejść w życie 50% podatek dochodowy w mediach rozpętała się burza. Przez wiele miesięcy podatek ten nie schodził z pierwszych stron gazet, a związany z nim kwik słychać było w dzień i w nocy bez najmniejszej przerwy.

Tylko że tamten podatek dotyczył kilkuset osób w Polsce, które zarabiają powyżej 600 (sześciuset) tysięcy rocznie – czyli 50 (pięćdziesiąt) tysięcy miesięcznie i to, przypomnijmy, wyłącznie nadwyżki ponad owe 600 tysięcy.

Tu milczenie, a tam kwik… Widać kto ma w Polsce płacić podatki. Widać, w czyim interesie myślą pomysłodawcy.

PS. Pewnie znowu zwymyślają mnie od socjalistów.