Alfabet PP: Marcinkiewicz Kazimierz

„Alfabet PP” to cykl wypowiedzi, które poświęcam osobom, które w jakiś sposób się kończą. Wcześniej do „Alfabetu PP” trafili Niesiołowski Stefan i Jurek Marek. Trafianie do „Alfabetu PP”, to taki rodzaj Nagrody Darwina, tyle, że – przynajmniej teoretycznie – odwracalnej.

Właśnie sobie uświadomiłem, że nie ma jednoznacznych kryteriów trafiania do „Alfabetu PP”. W sensie, który przyświeca jego tworzeniu skończony jest na przykład Balcerowicz Leszek. Ale on jest skończony, choć się nie skończył, ponieważ się skończył zanim się zaczął. A skończył się w roku 1969, gdy jako 22 letnie indywiduum wstąpił do PZPR. (Nawet Geremek Bronisław wypisał się w 1968 roku, choć nie po „marcu”, a po najeździe LWP na CSRS.)

Żeby trafić do „Alfabetu PP” nie wystarczy po prostu się skończyć. Trzeba to zrobić nie tyle spektakularnie, co wyjątkowo.

No, ale ad rem…

Marcinkiewicz Kazimierz skończył się ciężko pracując dla Goldmana & Sachsa jako bankier inwestycyjny i niewątpliwie gorliwie i z sukcesem wykonując powierzone mu zadania ku chwale Akcjonariuszy, rozumianej jako stosowny wzrost liczby £ na stosownych kontach. Chwała tym większa, im mniej to kosztowało Akcjonariuszy – reszta kosztów się nie liczy.

Są dwie możliwości, albo z rozmysłem i cynizmem zrobił to, co zrobił, albo jest głupi i nie wiedział co robi. Kiedyś o Klaudiuszu (zanim został Cesarzem – patrz R. Graves) mówiono, że jest głupi, ale jeden z Senatorów słusznie zauważył, że ktoś, kto będąc członkiem rodziny cesarskiej przeżył panowanie pięciu jej członków głupi z całą pewnością nie jest.Marcinkiewicz Kazimierz pracował w rządach Suchockiej Hanny (wiceminister), Buzka Jerzego (szef gabinetu politycznego) oraz Marcinkiewicza Kazimierza (premier). Należał do ZChN, KP AW”S”, Przymierza Prawicy i PiS, potem popierał PO. Był szefem Sejmowej Komisji Skarbu Państwa.

Tak… Ktoś kto będąc członkiem rodziny cesarskiej przeżył panowanie pięciu jej członków z całą pewnością nie jest głupi.

Przyznam szczerze, że mam teraz bolesną satysfakcję. Wielokrotnie musiałem słuchać, jak to niedobry Jarosław Kaczyński usunął Marcinkiewicza Kazimierza, bo nie jest w stanie znieść wokół siebie osobowości, które go przerastają. No i okazało się, że rzeczywiście przerastają. Myślę, że Marcinkiewicz Kazimierz poleciał wtedy dlatego, że Jarosław Kaczyński po prostu się na nim poznał.

Mnie ten Marcinkiewicz Kazimierz nigdy nie leżał. Nie przyszło by mi nawet do głowy, żeby zaznaczyć go w ankiecie jako osobę do której mam zaufanie.

A swoją drogą ciekaw jestem odpowiedzi na następujące pytania:

  1. Czy Goldman & Sachs Marcinkiewicza Kazimierza nagrodzą, czy awansują, czy może tylko nie wyrzucą. A może przytną „jak paznokcie do przycięcia”?
  2. Czy Marcinkiewicz Kazimierz wróci jeszcze kiedyś do Polski? (Po osobie z jego „klasą” można się spodziewać, że tak.)
  3. Czy Tusk Donald przy kolejnej okazji spotka się ze swoim kolegą Marcinkiewiczem Kazimierzem? (Zawsze interesowało mnie czy Tusk Donald ma na względzie interesy Goldmana & Sachsa, czy też ich konkurencji.)