Kto czyta nie błądzi?

Zamieszczony poniżej tekst został opublikowany w zerowym numerze „Kuriera Krakowskiego” wydanego 11 listopada 2008 roku przez krakowski Klub Gazety Polskiej. Zachęcam do zapoznania się z całym wydaniem „Kuriera” (plik pdf, 1,2 MB).

Kilkanaście lat temu wpadłem na znakomity pomysł żeby podczas jazdy samochodem zamiast radia lub muzyki z kaset słuchać czytanych przez lektorów książek. Nie było jeszcze wtedy używanego dziś w języku polskim pojęcia „audiobooki”, pod którym najłatwiej znaleźć je dziś w Internecie. Wtedy jeszcze mówiło się o tym „książka mówiona”, używali ich niemal wyłącznie niewidomi, a nieśmiałe próby wypuszczania na rynek książek na kasetach nie kończyły się wielkim sukcesem.

Przy okazji chciałbym szeroko polecić ten sposób spędzania czasu. Nie tylko kierowcom, ale również osobom spełniającym różne czynności domowe. Znakomicie milej obiera się ziemniaki, ściera kurze, czy nawet prasuje koszule gdy czytają ci na głos coś ciekawego.

Słuchanie książek podczas jeżdżenia autem nie zastąpiło mi czytania tradycyjnych książek, ale dało zupełnie nowe możliwości, ponieważ te słuchane lektury dobierałem sobie według zupełnie innego klucza niż te czytane w sposób tradycyjny. Krótko mówiąc słuchałem co było, a najłatwiej było się dorwać do wszelkiego typu literatury sensacyjnej.I tu się zaczęło. Po wchłonięciu pewnej liczby książek najsłynniejszych autorów takich jak: Alistair MacLean, Ken Follet, Frederick Forsyth, Tom Clancy, Jeffrey Archer, czy inni skonstatowałem, że coś mi się nie zgadza. Oni wszyscy jeśli pisali o walce z terroryzmem pisali o ruchach skrajnie prawicowych, można by powiedzieć „prawackich” czy faszystowskich. No tak, ale jeśli spojrzeć w najnowszą historię świata, to przecież było inaczej. Historia europejskiego terroryzmu, oprócz rzecz jasna ruchów nacjonalistycznych, to przeze wszystkim Czerwone Brygady, Frakcja Czerwonej Armii, Bader-Meinfoff. (W czasach, o których piszę, w czasach gdy powstawały książki o których mówię Al-kaida nie była jeszcze znana.) Tych organizacji w żaden sposób nie można uznać za „prawackie”.

Pewien wyłom stanowią tu ksiązki Roberta Ludluma. U niego zdarza się jakiś lewacki terrorysta.

Rzecz jasna mam świadomość, że bardzo wiele książek i filmów poświęcono walce z KGB, czy z innymi mechanizmami prowadzenia przez Związek Sowiecki polityki zagranicznej. Nie o to mi jednak dziś chodzi, tylko o obraz wewnętrznych stosunków demokratycznego świata.

Tu ciekawa konstatacja. Mój edytor tekstu, niewątpliwie będący „poprawnym politycznie” edytorem tekstu słowo „lewackie” przyjmuje bez wahania, natomiast słowo „prawackie” wzbudza w nim pewną nerwowość. To jest rzecz symptomatyczna, w końcu „lewica” jest dobra i trzeba tych „niegrzecznych” jakoś odróżnić od reszty, stąd termin „lewacki” dla odróżnienia. Zjawiska symetryczne do „lewactwa” nie istnieją lub jeśli nawet, nie dały się tak bardzo ludziom we znaki więc niebezpiecznie jest używać symetrycznego określenia, jeśli się nie ma co nim określić. Z resztą w dzisiejszym świecie bycie „konserwatywnym”, czy wręcz „prawicowym” jest już samo w sobie i tak bardzo kompromitujące.

Ale wrócę do literatury. Podobny mechanizm znalazłem również w literaturze i filmie wojennym. Po II Wojnie Światowej Stany Zjednoczone prowadziły dwie poważne wojny: w Korei i w Wietnamie. Ta w Korei była pod każdym względem znacznie lepsza od tej w Wietnamie, a do tego wygrana. Ale próżno by szukać filmu, czy ksiązki o wojnie koreańskiej. No, przepraszam jest MASH i… to chyba wszystko. A Wietnam jest opisany i sfilmowany z każdej strony.

Acha. Pamiętam jeszcze jak w „Cudownych latach” hipisująca siostra Kevina – głównego bohatera – wielokrotnie kłóciła się a ojcem – weteranem z Korei – i zawsze jakoś tak wychodziło, że to ona z tych kłótni wychodziła zwycięsko.To wszystko składa mi się w jakąś całość. Komponuje mi się to według schematu opisanego w „Moskiewskim Procesie” Włodzimierza Bukowskiego (Oficyna Wydawnicza Volumen, 1998, 745 stron, książka napisana na podstawie dokumentów z archiwum KGB, do którego Bukowski miał dostęp jako sędzia sądu konstytucyjnego po upadku puczu Janajewa).