Bitwa o Wiedeń na wesoło

Długo nie śmiałem krytykować polskiej reprezentacji ze względu na sympatyczną osobę trenera Leo Beenakkera, ale teraz widzę że od czasu sławetnej porażki z Koreą, Portugalią i Ekwadorem na mistrzostwach świata, niewiele się w polskiej piłce zmieniło na lepsze, ba, rzekłbym że tamte reprezentacje Engela i Janasa były nawet lepsze od tej dzisiejszej. Z pustego i Salomon nie naleje. Powoli zaczyna do mnie dochodzić przekonanie, że Polak rzeczywiście nie potrafi wygrywać, ba, nawet ostatnio walczyć za bardzo nie potrafi. Przypominają mi się wszystkie bitwy Polaków, ta pod Wiedniem i cud nad Wisłą i ta wielka nieumiejętność wykorzystania nielicznych wygranych, jakaś taka naiwność myślenia. Również kłania tu się ostatnia historia Polski, rok 1992 oraz powtórka z roku 2007- ego, to wszystko zaczyna układać się w jakąś niepojętą, ale logiczną całość. Jeżeli dodamy do tego jeszcze zdradę angielskiego sędziego to mamy już pełny obraz powtórki z Jałty. Czy ta Polska jest naprawdę taka niebezpieczna i znienawidzona przez inne narody że zawsze trzeba jej kosztem się bogacić? Czy oni Anglicy, Ruskie, Niemcy, Austriacy i Żydzi naprawdę pamiętają okres świetności II Rzeczpospolitej i specjalnie nie chcą dopuścić do naszego odrodzenia? Wracając do samego meczu. Byłem totalnie w szoku, to co zobaczyłem w pierwszych trzydziestu minutach meczu z Austrią to był jakiś koszmar, który myślałem że się nigdy nie powtórzy. Przypomina mi się jakiś film, gdy bohater włącza telewizor a tam komentator mówi: „nie możemy sobie poradzić ze Srilandczykami, są dla nas barierą nie do przejścia, bronimy się, a mecz przypomina obronę Częstochowy. Kolejna bramka dla naszych rywali, przegrywamy 0 do 6-ciu.” Obrona Częstochowy. Wszystkie filmy Barei przypomniały mi się od razu, zamiast płakać śmiałem się w niebogłosy. A miałem z czego, bo proszę państwa dwie godziny wcześniej oglądałem mecz Chorwacji z Niemcami, nie Holandii, nie jakiegoś innego zamożnego kraju, ale właśnie Chorwacji. Panie i panowie toż to niebo, a ziemia. Czasem zastanawiam się czy ja jestem naprawdę patriotą, że tak lubię z tych biednych Polaków się śmiać, ale weźcie państwo pod uwagę jaki ubaw musieli mieć Czesi, Rosjanie, Słowacy, Rumuni. Toż naprawdę czasem lepiej na takich mistrzostwach nie wystąpić, tylko z czego bym pisał piosenki? Kiedyś rozmawiałem z Czechami na temat meczu Polska – Korea, teraz będę miał nowy temat do śmiechu, mecz Polska – Austria przejdzie do historii, to kanon nieudacznictwa z finałem godnym Hitchcocka. Tylko że finał był do przewidzenia. Siatka obronna Polaków jest jak sito, jak intymne miejsce Kubanki która wybrała się na wakacje do polskiego domu publicznego. Toż i Niemcy i tym bardziej Austriacy wchodzili w nas jak w masło. Z Austrią nie było akcji która nie zakończyłaby się stuprocentową szansą dla gospodarzy. Tylko ich nieudolności i braku umiejętności piłkarskich zawdzięczamy czyste konto po pierwszej połowie. Powinno być 4 :0 dla nich. No i jeszcze na szczęście był Boruc. Ten fragment meczu można by śmiało nazwać potyczką 10 Austriaków kontra Artur Boruc. Nasi zawodnicy z pola starali się nie przeszkadzać w tej szlachetnej rywalizacji. Boruc powinien samemu pobiec z piłką, wykiwać drewniaków z Austrii i strzelić dla nas gola. Kiedy padła bramka dla naszej reprezentacji przecierałem oczy ze zdumienia, a jednak strzelili, dzięki Roger, dzięki Kaczyński i dzięki Leo, mamy zawodnika, to nic że ze spalonego, to się nie liczy. Nie wiem czy Lechu Wałęsa – wielki nasz bohater narodowy, przeżył tę nawałnicę naszych byłych zaborców, nie wiem. Kolega mi mówił że znowu dostał zawału. Moja konkubina również nie mogła wytrzymać, powiedziała że Boruc będzie miał każdą którą zechce, że Polki go kochają i darmo mu dadzą na ulicy. Na trybunach zauważyłem również Listka obok prezydenta Kaczyńskiego, to piękne, że tych dwoje tak się nawzajem ceni. Człowiek odpowiedzialny za stan polskiej piłki oraz człowiek odpowiedzialny za zatrudnienie do rządu polskiego ministra Kaczmarka, bardzo to wszystko jest piękne i wzniosłe. Wracając do Leo. Nie rozumiem jego koncepcji gry. Od dawna rządzi niepisana zasada że drużynę buduje się od obrony, gdyby to był hokej to jeszcze rozumiem. Boruc to 80% sukcesu, ale to nie jest hokej, tylko piłka. Leo wyraźnie pomylił dyscypliny, sądził że Boruc da radę i prawie się nie mylił. Co do obrońców to już było mu wszystko jedno. Najpierw odesłał do domu Bronowickiego, później łatał obronę prawoskrzydłowym Golańskim. Golański zagrał z przymusu na lewej flance i było to dobitnie niestety widać. Powstaje pytanie: Czy Leo z roztargnienia nie zabrał ze sobą żadnego lewego obrońcy? Otóż zabrał, niejakiego Wawrzyniaka, którego jednak bał się wypuścić na boisko, ponieważ jest kompletnie bez formy. Nie wypuścił Wawrzyniaka proszę państwa, ale zrobił jeszcze jedną odważną rzecz, wypuścił łaskawie Jopa. Proszę państwa tak słabego zawodnika na tych mistrzostwach to ja nie widziałem, a oglądałem do tej pory wszystkie mecze. Ucierpiała na tym moja praca, mój zarobek /zbieram puszki po turystach w Sopocie, a godziny popołudniowe to godziny największego zarobku dla zbieraczy puszek./ Nonszalancja Jopa natchnęła mnie do napisania nowej piosenki o tym wspaniałym obrońcy. To co on wyrabiał na boisku to była poezja zagubienia. Facet zdawał się zadawać pytanie: co ja tu robię? kim ja jestem i jakie jest moje zadanie w tym całym galimatiasie? Może miał jakieś kłopoty rodzinne. Trzeba mu było wytłumaczyć zasady gry w piłkę przed wypuszczeniem go na boisko. Kogo Leo miał w odwrocie? Nikogo, tylko Golańskiego którego wpuścił w drugiej połowie. Jak Leo pracował z naszymi zawodnikami, że grali tak świetnie w meczu z Austrią i Niemcami? Nie wiem, chyba rozmawiał z nimi na migi a nasi obrońcy przytakiwali że wszystko rozumieją, bo bali się przyznać że nic nie kumają. Później nastąpił przełom w meczu. Polacy strzelili bramkę która w ogóle się im nie należała i od tego czasu obraz gry się zmienił. Z Austriaków jakby uszło powietrze. Udowodnili tym samym, że są najsłabszym obok Polaków zespołem na tych mistrzostwach. Całą drugą połowę Polacy atakowali, ale bezskutecznie. W końcówce sędzia angielski, niejaki łysy Webb, wydrukował karnego. Dlaczego to zrobił? Pewnie był przekonany że Polacy wygrywają niezasłużenie i chciał im pomóc. I słusznie kombinował. Cały mecz byłem przekonany że wygrywamy niezasłużenie, tym bardziej że nasz gol był ze spalonego. Być może sędzia w przerwie dowiedział się że tak właśnie było i chciał uratować mistrzostwa dla gospodarzy. Jedno jest pewne. Gdyby Polacy wygrali, słyszelibyśmy peany na temat Leo, Boruca i całej ekipy która przypadkowo wygrała jedno spotkanie. Ba, widzielibyśmy rzesze maniakalnych kibiców, którzy wierzyliby w zwycięstwo na Euro i w pierwszy w historii puchar, a tak dzięki sędziemu mamy spokój. Mamy na kogo zwalić winę, już dziś nikt nie pamięta o sławetnym pojedynku 10 Austriaków na jednego Boruca. Dzisiaj wszyscy zgodnie z Bońkiem twierdzą że zwycięstwo nam się należało. Tak jest. Jeżeli ktoś uważnie ogląda wszystkie mecze w ostatnim 20 - leciu pamięta zespół Austrii który zawsze w końcówce strzelał bramki. Pamiętam mecz z Kamerunem, kiedy to Austriacy wyrównali w 92 minucie meczu z gry. To są Germanie, lud bardzo waleczny, ich należało dobić tak jak to uczynili Chorwaci w meczu z Niemcami, a tak możemy mieć pretensje tylko do siebie. Proszę Państwa na koniec proszę posłuchać piosenek o tym, jak to było na mistrzostwach w Korei i w Niemczech. Obiecuję państwu że już niedługo będzie nowy hit o występach naszej reprezentacji w Austrii. Hit którego myślałem że nie napiszę, ale mecz z Austrią tak serdecznie mnie ubawił, że ten hit będzie dobry. Piosenki znajdziecie tutaj: www.kali.mp3.wp.pl Tytuły: „Polska gola” oraz „Raport Janasa”Z ostatniej chwili, ponoć Donek chciał zabić kogoś po meczu, ciekawe kogo? Pewnie Kaczyńskiego, nie ważne którego.

Wiele meczy w życiu widziałem, ale czegoś takiego jak ten wczorajszy to dawno nie było dane mi oglądać