O murzynach, nosorożcach i innych

Na pytanie pewnej internautki kiedy koncert w Wawie, odpowiadam: nie wiem. Nie ja zajmuję się organizacją koncertów i nie ja tu rządzę. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że moje piosenki oraz teksty nie są na rękę ani PiSowi, ani Lisowi, ani Peowcom i organizacją koncertów, wydawaniem płyt i opowiadań powinna zająć się osoba niezależna, której głównym kryterium jest zysk i zabawa, nie ważne są orientacje polityczne, czy seksualne. Tak jest na całym świecie. W przeciwnym razie będziemy mieć do czynienia z Kaczmarszczyzną, czy inną odmianą artystów ukierunkowanych, nie o to w tym chodzi. Śpiewak zawsze jest sam. Moim najlepszym kolegą z liceum stał się przybysz z Nigerii, filigranowy Mikele. Mikele to był fajny gość. Mieszkał w bursie obok szkoły i lubił grać w piłkę. Jego ojciec był inżynierem - murzynem, który studiował w Polsce a potem wrócił do Nigerii uczyć murzynów inżynierii. Był profesorem z plemienia Ibu. Studiował w Gdańsku 8 lat i w tym czasie spłodził 3 synów Ikene, Keletchi i Uzo. Ikena to Mikele, czyli Michał – najstarszy, Kelechi to Emilio – wielki fircyk i cwaniaczek o dużej inteligencji, trzeci to Uzo – najmłodszy z nich i najmniej zaradny, zagubiony w życiu. Wszyscy dobrze grali w piłkę. Mikele dużo mi opowiadał o swoim plemieniu. Mówił mi, że tam rządzi jakaś hunta wojskowa a ludzie sami sobie wymierzają sprawiedliwość na ulicy. Pewnego razu szedł sobie ulicami Lagos ze swoim młodszym bratem Emiliem. Patrzą, a tam jakiś złodziej ukradł babie kokosa ze straganu. Baba się wkurzyła i zaczęła go gonić z krzykiem na ustach. - Psubracie, złodzieju oddawaj kokosa, łapać, łapać złodzieja!!!Ludzie zaczęli gonić przestępcę, dorwali go w końcu na rynku i zabili. Złodziej miał krótkie nogi i nie powinien się brać za kradzież. Mikele mówił mi, że ten złodziej był mało roztropny, ponieważ ukradł tego kokosa właśnie w miejscu, które było nieopodal buszu, dokąd mógł się śmiało udać, w celu zerwania sobie takiego samego kokosa. Jaki był powód jego pośpiechu, widocznie był leniwy, albo bardzo, bardzo głodny lub nie chciało mu się iść do lasu. Są różne hipotezy. Może również nie znał tutejszych zwyczajów, nie wiedział że za to grozi śmierć na miejscu. Nie wiem. Później podszedł do zabitego wojskowy z panującej hunty i spytał się ludzi dlaczego zabili tego uciekiniera. Ludzie zaczęli się przekrzykiwać. - To Złodziej! Złodziej! Ukradł babie kokosa, tak nie może być, wymierzyliśmy mu sprawiedliwość od razu! Wojskowy podziękował ludziom za te czynności i powiedział że to dobrze, bo oszczędzili im kosztów, a teraz z pieniędzmi krucho. Życie ludzkie w każdym rejonie świata niewiele znaczy, zawsze ludzie przedkładali wszelkie dobra nad życie, to stara zasada jeszcze z przed Chrystusa, świat niewiele poszedł naprzód w tej materii. Nigdzie, nigdy i nikomu nie zależało na niewinnym człowieku. W całej tej historii zastanawia mnie ta bezgraniczna wiara jaką wojskowy pokładał w wyrok samosądu oraz fakt, że ludzie, którzy dokonali zabójstwa tak łatwo zaufali babie od kaktusów, widocznie była ona niezwykle wiarygodna. Mikele z Emiliem trochę się zdziwili i opowiedzieli mi tę historię. Po wysłuchaniu rzekłem: - Co ty Mikele się dziwisz? Nic nowego, u nas jest tak samo tylko odwrotnie. - Jak to odwrotnie? – spytał Mikele - No jak to? U nas właśnie taka hunta paramilitarna sprawuje władzę nad społeczeństwem i sama wymierza sprawiedliwość na ulicy. To ona stanowi prawo, a u ciebie to ludzie stanowią to prawo przez domniemanie winy, a hunta to po prostu akceptuje. Hunta w Nigerii cieszy się że ktoś ją wyręcza, bo może sobie w tym czasie zajmować się zabawą lub strzeżeniem granic. - No tak, masz rację odrzekł Mikele - No to u nas jest gorzej jeszcze.Siedzieliśmy sobie właśnie w pizzerii Anker w Gdyni. Jakby na potwierdzenie tej opowieści dosiadł się do nas gburowaty, łysy koleś ze swoją konkubiną. Wydaliśmy się dla niego jacyś dziwni, ja świrowaty, a Mikele trochę ciemny. - Co wy za jedni? Spadajcie stąd – rzekł formalnie Łysy - Pan pozwoli że się przedstawię Józef Pleśniak, do usług, a oto mój przyjaciel człowiek z Nigerii z plemienia Ibu, Mikele Izunagbara, szanowny panie. - Nie kpij sobie koleś, spadajcie stąd na drzewo to nasze miejsce. - Myli się pan to nasze miejsce, a pan ze swoją towarzyszką raczył się do nas dosiąść.Łysy koleś się zaczerwienił spojrzał na swoją konkubinę. Nie cierpiał słów sprzeciwu, do tego jeszcze grzecznych. Tak jak oficer tajnych służb wyjął telefon i nacisnął przycisk. Taki przycisk również znajduje się na biurku u prezydenta Rosji. Raz słyszałem jak Jelcyn się wkurzył na coś po pijaku, raczej na kacu i z tej złości chciał nacisnąć przycisk, w sumie fajnie by było jakby spadło akurat na Warszawę, może zginęliby między innymi również ludzie zarządzający huntą. - Sami tego chcieliście – odrzekł Łysy. Wtedy ujęła się za nami jego konkubina zerwała się z miejsca i błagalnym głosem szepnęła do niego: - Błagam cię nie, Januszku, nie rób tego, odpuść im tę zbrodnię, zrób to dla mnie. - Dobrze – po namyśle zgodził się Łysy – Daruję wam wasze winy. Widzicie, zawdzięczacie tej pani życie, podziękuj ładnie tej pani. - Przepraszam panią najmocniej to było nieporozumienie, zaraz sobie spokojnie odchodzimy – odrzekłem pojednawczo. Z takimi nie warto zaczynać, a najlepszą metodą jest udawanie idioty. Mikele był mi tak wdzięczny że nie wiedział w co mnie całować. Kiedy wychodziliśmy z pizzerii, pani kelnerka powiedziała nam jeszcze na odchodnym. - To wielka figura, nie potrzebnie z nim zadarliście. Mogą być kłopotyLekko nas to stremowało. Kiedy opuściliśmy ten przyjemny lokal z lewa wolno podjeżdżał czarny jeep, w którym zobaczyliśmy cztery łyse pały patrzące na nas nienawistnie. Wytrzymaliśmy to okrutne spojrzenie i zaczęliśmy uciekać ile sił w nogach w uliczkę Bema koło teatru miejskiego. Jakoś się udało, bo Łysa hunta chciała nas widocznie tylko postraszyć. Później z Mikelem długo wspominaliśmy ten zwykły incydent. W Nigerii ludzie dogonili złodzieja i zabili, hunta była zadowolona że ludzie ich wyręczyli. U nas za jedno niewłaściwe słowo hunta chciała nas zabić, no i gdzie tu prawo i sprawiedliwość? Który z krajów jest bardziej przyjazny do życia pytam się, Nigeria czy Polandia? Odpowiedzi należy wysyłać na adres redakcji. Można wygrać dwuosobowy przejazd z miejsca zamieszkania do pizzerii Anker – bilet będzie tylko w jedną stronę. To najlepsza pizzeria w Gdyni. Można się najeść przed śmiercią. W zasadzie na drzwiach tej pizzerii powinien wisieć napis:Twój ostatni posiłekPisząc to przypomniała mi się historia piosenki Aksamitne Kapelusze. Kiedy wykonałem to w TVP ku uciesze znajdujących się w studiu, w tym wyraźnie poruszonego Kurskiego, zaczęła się moja przygoda związana z Pisem. Była to przepustka do zaszczytów, niczym zruganie Tarkowskiego przez Nikodema Dyzmę. Później zabrano mnie od razu na granicę Białoruską a ja jak ten bezdomny włóczęga pojechałem i wstępu na Białoruś już przez to nie mam. Jak tak dalej pójdzie to nigdzie mnie nie wpuszczą. Po jakimś czasie, przy innej okazji piosenki Panie Janas nie jest dobrze zadzwoniłem do redaktora Hirka Wrony - wielkiego specjalisty od czarnej muzyki. Hirek jest redaktorem panującej u nas hunty i raczył mnie na koniec rozmowy ostrzec, że jeżeli będę się trzymał dalej z tym Kurskim to on naśle na mnie kilku czarnych hip – hopowców, których ma na zawołanie. To jest fakt nie fikcja. Zatem widzicie państwo, tam ludzie wymierzają sprawiedliwość a u nas hunta straszy i dobiera nam przyjaciół, a przecież śpiewał Garczarek „Przyjaciół nikt nie będzie mi dobierał.”Mikele opowiadał mi różne śmieszne rzeczy. Na przykład o tym kto może być silniejszy, czy stado lwów, czy jeden nosorożec? Mikele żył w akademiku, zatem w wolnych chwilach od piłki i imprez, oglądał sobie telewizję. Polityka go nudziła. Kupował Gazetę Wyborczą tylko dlatego, by przeczytać ostatnie strony gazety. Śmiały się z niego przez to wykształciuchy z mojej klasy. Oczywiście najpierw oglądał sport, ale jak meczu nie było, to oglądał National Geografic Wild. Lubił bardzo emocje, lubił adrenalinę. No i kto wygrał jak myślicie, stado lwów, czy nosorożec? Otóż sytuacja miała się tak.Najpierw stado lwów dopadło udręczonego, zagubionego słonia. Biedny słonik musiał bardzo cierpieć gdy to stado zaczęło go napastować, to coś podobnego jak u nas. Mamy dużo takich samotnych, dobrych słoni i całe stada wrednych lwów, bo sam na sam słoń by się obronił, a tak niestety ze stadem nie wygrasz. Mogłem tego doświadczać w Polskim Radiu. Lwy zabiły słonia i zaczęły go pożerać, bestie. Kamera to wszystko filmuje i co się dzieje? Nawet nie zdążyły odgryźć ucha, jak gdzieś tam w oddali widać mały, samotny punkcik zbliżający się z impetem do stada. Lwy przestały spożywać słonia i zaczęły się przygotowywać do spotkania. Ten punkcik zdawał być się bardzo głośny, jakby kolej parowa, ale powoli, powoli coraz bardziej widoczny był wielki róg na czubku nosa lokomotywy która pędziła do słonia i lwów. Okazało się że był to nosorożec i to nie byle jaki, bardzo wielki, pędził gnany węchem i instynktem. Lwy zdawały się zastanawiać jak zareagować, ale widać że nosorożec był bardzo zdesperowany. Zwierz z rogiem na nosie dobiegł do słonia i zaczął go pożerać, a lwy odskoczyły na bok i czekały jak łaskawy pan skończy posiłek . Nosorożec się najadł i zadowolony poszedł w swoją stronę, wtedy dopiero lwy zaczęły jeść resztki swojej zdobyczy. Komentator w telewizji powiedział że nosorożec był widocznie strasznie głody, bo w żadnym innym wypadku nie pozwolił by sobie na tego typu nonszalancję. No i kto jest królem zwierząt? Jak dla mnie to nosorożec i basta. U nas też trzeba dobrze wygłodzić naród, aby rzucił się na parlament i zjadł wszystkich posłów. Być może niedługo to nastąpi.Z Mikelem przeżyliśmy jeszcze wiele wspaniałych chwil. Pamiętam jak graliśmy w piłkę. Założyliśmy zespół FC Gdańskie od nazwy piwa Gdańskiego. Zespół grał z powodzeniem w lidze salezjańskiej w Rumi, natomiast w międzyczasie browar nam zamknęli w rok po jubileuszu w 1997 roku. Wykupił go największy konkurent EB z Elbląga. Były to siki strasznie modne wtedy, wszystkie paniusie i pajace pili ten browar. Pamiętam pewnego dnia chcieliśmy z Mikelem zrobić zamach na browar w Elblągu, żeby podłożyć bombę i żeby to wszystko wybuchło. Nikt z nas nie zastanawiał się dlaczego browar Gdański upadł. Pracę straciło przeszło 500 osób, a browar był naprawdę znakomity. Później upadło EB bo kolesie z Australii zwinęli biznes i się ulotnili, browar przejął Żywiec a Żywca przejął Heineeken. Nam nawet nie napisano dlaczego nasz browar został zamknięty i kto do tego dopuścił. Prasa trójmiejska w owym czasie rozwodziła się o bardzo ważnych sprawach, na przykład sprawa pineski znalezionej przez panią Rutową w kromce chleba. Pani Rutowa oskarżyła wtedy swoją córkę Tamaszę o to że chciała ją zabić. Tamasza była zaręczona z szefem piekarni, który robił wypieki. Sprawa była bardzo zagmatwana i głośna, nie wiadomo kogo można było oskarżyć. Wpędziło to kryminalistykę w wielkie zawirowania, a nasz browar padł. Podobno sprzedał go niejaki Kostecki – prezes Stoczniowca Gdańsk – naszej drużyn hokejowej, której byliśmy zagorzałymi fanami. Jego, między innymi podpis, widnieje pod tą decyzją. Tych ludzi powinno się rozszarpać jak tego biednego złodzieja, ci ludzie powinni wisieć na każdym z tych wierzb z Gdańska do Wrzeszcza, jak kiedyś Niemcy. Zanim padł browar ogłosiliśmy konkurs w roku jubileuszu Gdańska 1997 kto pierwszy wypije 1000 Gdańskich na 1000 - lecie Gdańska. To był konkurs, który przejdzie do historii. Oczywiście nikt o nim nie napisał. Starowało nas wtedy sporo, ale wielu było za słabych nawet żeby liczyć codzienne browary, a co dopiero wypić. Zasady były proste. Każde Gdańskie stanowiło jeden punkt. Do tego Hevelius również 1 i piwo mocne Kaper Królewski 1,5 punktu. Każde inne piwo wypite na naszym terenie to zero punktów. Jednak to nie wszystko, jako że nienawidziliśmy z całego serca browaru elbląskiego, wypicie jednego Specjala oznaczało minus 10 punktów, a wypicie jednego EB kasacja punktów do zera. Bez zmiłowania.cdn

Zapraszam Państwa do przeczytania drugiej części przygód Józefa Pleśniaka, są to tym razem wspomnienia z lat dawnych