Dobry bramkarz ma szczęście

Celowo przywołuję te stare porzekadło z boiska piłki nożnej, bo jest to język zrozumiały nawet na szczytach naszej dzisiejszej ekipy rządowej. W przysłowiu tym zawarta jest też niewątpliwa mądrość, bo bogini Fortuna rzeczywiście sprzyja na ogół tym, którzy wrodzony talent, poprzez pracę nad sobą, rozwinęli w wysokiej klasy profesjonalne kompetencje.

 

Szczęście w karierze Napoleon Bonaparte traktował na równo z kwalifikacjami. Kiedyś, rekomendujący mu kandydata na jakiś wysoki urząd, wymieniali wszystkie jego walory: wiedzę, umiejętności i doświadczenie. Cesarz przerwał nagle te wywody – A czy ten pan ma szczęście?!...

 

Nie miałem i nie mam możliwości weryfikowania kwalifikacji poprzedniego premiera, doktora praw, ani też obecnego, magistra historii. Mogę jednak spróbować ocenić, który z nich miał więcej szczęścia. Najlepiej to będzie widać w tej dziedzinie, w której zastosowanie mają obiektywne mierniki, a więc w gospodarce.

 

Narzekano na rząd Jarosława Kaczyńskiego, że zamiast gospodarką pasjonuje się korupcją. Z GW i TVN ziało grozą doniesień o tym, jak to świtaniem do drzwi łomoczą siepacze Ziobry i Kamińskiego. W odróżnieniu od nie stroniących od korupcji biznesmenów rodzimego chowu, nie przerażało to przedsiębiorców z zewnątrz i lata 2006-7 stały się rekordowymi w całej historii III RP pod względem wielkości napływu inwestycji zagranicznych. Osiągnęły one prawie 17 mld EUR rocznie. Powstało tym sposobem ok. 1 mln. nowych miejsc pracy, a tempo wzrostu gospodarczego wynosiło w tamtych latach 6,2% oraz 6,7%. Natomiast przyrost długu zagranicznego z 42,4 mld zł w roku 2006 zmniejszono do 22,1 mld w 2007.

 

Rząd Donalda Tuska, to gabinet kompetentnych fachowców – przynajmniej tak nam go przedstawiano. Mimo to napływ inwestycji zagranicznych od razu spadł o połowę – ok. 8 mld EUR w 2008 r. O wzroście gospodarczym lepiej nie mówmy, zresztą światowy kryzys... Ale na obronę przed kryzysem wywołanym nadmiernym zadłużaniem, pan Tusk zaaplikował nam ponad 3-krotne  zwiększenie przyrostu pożyczek zagranicznych – z 22,1 w 2007 r. do 70 mld zł w roku 2008. Czy nie przypomina to gaszenia pożaru benzyną? No i lawina ruszyła – długi zaciągnięte na konto Polski przez tego dżentelmena  przez 3 lata zbliżają się już do 250 mld zł, to jest do połowy tego, co napożyczały wszystkie rządy III RP przez 18 lat... 

 

Nie wiem ile godzin prezes rady ministrów ten, czy poprzedni poświęcali na pracę. Wiem jednak, jak kierownicza funkcja człowieka pochłania i ile w to trzeba wkładać trudu, aby osiągnąć konkretny sukces. Kilka razy to ćwiczyłem, chociaż znacznie niżej. Gdy słyszałem zaś, że premier ma jeszcze czas, żeby parę razy w tygodniu pograć sobie w piłkę nożną, a weekendy spędzać na Wybrzeżu – to proszę mi wybaczyć – pusty śmiech mnie ogarniał...

 

Nie wiem jak poprzedni, czy obecny premier potrafił korzystać z kancelarii premiera, tego rozbudowanego logistycznie centrum sterowania nawą państwową. Ale wieść o tym, że premier przenosi swój gabinet do Sejmu, aby nadzorować tam osobiście uchwalanie ustaw, przywiodła mi na myśl dyrektora kołchozu,  który przenosi gabinet do obory, bo nadszedł okres cielenia się krów. Pewno konieczny będzie szałas w polu, gdy nadejdzie pora orki...

 

Może już dosyć tych cudów, uśmieszków i poruszania rączkami w stylu Tymochowicza. W piłce kopanej może nie, ale w grach dla mężczyzn w długich spodniach jest zasada – kto się zgrał, odchodzi od stołu i opuszcza towarzystwo. Chyba już czas pakować manatki?!