Demokracja a demoralizacja

Zdaje się teraz panować przekonanie o tym, że demokracja „jest dobra na wszystko”. Cytat z niegdysiejszego przeboju Kabaretu Starszych Panów doskonale streszcza ten przesąd. Demokracja bowiem nic niestety sama z siebie nie gwarantuje. Przy upadku moralnym nie tylko istotnej części społeczeństwa, ale też grup uważanych za elity, szalbierstwo i zbrodnia będą z lubością chełpiły się splendorem demokratycznej legitymacji...

 

Fantazje i teorie spiskowe?... A kto w 1933 r. wygrał wybory w Niemczech? A co, Hitler niezgodnie z konstytucją został kanclerzem? A parlamentarne ustawy o zawieszeniu swobód obywatelskich, rasistowskie ustawy norymberskie i dotyczące specjalnych pełnomocnictw dla fuhrera  nie uchwalono demokratycznie i w zgodzie z zasadą pierwszeństwa prawa stanowionego przed prawem naturalnym?...

 

Bezczelna hałastra z NSDAP nie osiągnęłaby tego wszystkiego bez pieniędzy pochodzących ze sfer biznesowych. Do masowego szerzenia kłamstw i prowokacji niezbędne było posługiwanie się radiem i kinem, co wraz ze starannie wyreżyserowanymi wiecami i paradami kosztowało niemało.

 

Adolf Hitler miał słabą głowę do nauki i przez to nie zdał nawet matury, ale socjotechnika zainteresowała go już w młodości i miał do niej smykałkę. Całą swoją działalność publiczna realizował w myśl inżynierii społecznej. Wspierał go w tym wydatnie Joseph Goebbels, który obronił doktorat z filozofii na uniwersytecie w Heidelbergu, a stał się mistrzem socjotechniki – dzisiaj mówi się na to: public relation!

 

Ordynarna hołota pod wodzą Hitlera guzik by jednak wskórała w swych pierwszych krokach na drodze władzy bez poparcia: generalicji i pruskiej arystokracji w społeczeństwie; narodowych konserwatystów z DNVP w parlamencie. Pierwsze pomogło zdobyć monopol na przepływ informacji i pozwalało dowolnie kształtować nastroje społeczne. Drugie dawało większość głosów niezbędną do uchwalania ustaw. Potem fuhrer – wyposażony w specjalne pełnomocnictwa - wziął wszystko za mordę,  a los pułkownika hrabiego von Stauffenberg świadczy dobitnie o tym, co czekało dżentelmenów, którzy później zmieniali zdanie...

 

O hrabim von Stauffenberg jedno świadczy niewątpliwie dobrze – zmienił zdanie w trosce o ojczyznę. Wątpię czy to samo można powiedzieć o zmieniającym zdanie panu Mazowieckim, który tak samo chwalił kiedyś władzę ludową,  jak dziś chwali prymat prawa stanowionego nad naturalnym i z równą werwą za Stalina potępiał biskupa Kaczmarka, jak potępia teraz prezesa Kaczyńskiego...

 

Zwierzenie premiera Tuska na inaugurację roku szkolnego – „Nie wiem jak zdałem maturę z matematyki, a właściwie wiem, ale o tym nie wypada mówić...” – to kryzys demokracji czy etyki? A czym była małpia złośliwość w kwestii „samolotu i krzesła” oraz zaniedbania służb podległych premierowi w dziedzinie bezpieczeństwa głowy państwa i dowództwa Wojska Polskiego w komplecie? A knucie tegoż premiera z premierem Rosji przeciwko Prezydentowi Rzeczpospolitej Polskiej i wykorzystywanie do tego 70. rocznicy Katynia to chyba nie głupota, lecz upadek moralny?...

 

Nie o kryzysie demokracji świadczy zawzięta obrona status quo  III RP, rzeczywistości w której żadnej afery nie udało się rzetelnie wyjaśnić, a sprawców największych zbrodni ujawnić. Broni się rzeczpospolitej kopert dr Mirosława G., toreb banknotów posłanki Sawickiej, soczystych rozmówek Rycha, Mira i Zbycha oraz świadków znajdowanych w więziennych celach jako wisielców. I to jest kryzys moralny!  Ten kryzys obejmuje nie tylko ćwierć elektoratu, który popiera to w wyborach, ale również szerokie kręgi z organów ścigania, wymiaru i wykonania sprawiedliwości oraz ze sfer kultury, mediów i środowisk akademickich.

 

Pełno teraz głosów z pretensjami do opozycji za to, że nie potrafi metodami parlamentarnymi odmienić sytuacji w Polsce. Obawiam się jednak, że tak daleko posunięta demoralizacja państwa oraz ośrodków kształtujących opinię publiczną, czyni naszą rzeczywistość społeczną niezdolną do przełomu na drodze demokratycznej.

 

Uważam, że do tego niezbędny jest potężny wstrząs moralny. Dobrze by było, aby dokonał się też wśród ludzi pióra i myśli. Wyraźnie przeważająca część tej elity musi zdecydować się, czy akceptuje wychodek, w jaki przerabiają Polskę knajaccy  biznesmeni sprzymierzeni z zakłamanymi herosami i szemranymi politykierami, gotowymi sprzedać grób własnej matki.