Przekleństwo Polski

Tym przekleństwem są ludzie pchający się na szczyty hierarchii społecznej – uznający się za mądrzejszych przez to – iż żywią przekonanie o wyższości światłego protektoratu nad samodzielnym bytem Polaków, ponoć z definicji zacofanych. Ta „elita” bywała tak zapiekła w swych zapatrywaniach, że nie wahała się sprowadzać obce wojska na antagonistów, próbujących rozwiązywać problemy swojego państwa bez dyrygentów z zewnątrz.

 

W XVIII wieku była to część arystokracji, jak się okazało, najbardziej wpływowa. Zwycięstwo familii  przez elekcję Stanisława Poniatowskiego, protegowanego Katarzyny II było wtedy w Paryżu oceniana też jako tryumf Europy i postępu. Ulubienicą postępowych encyklopedystów  nie była bowiem katolicka Polska lecz entuzjastycznie otwarta na nowoczesne  prądy umysłowe caryca, Semiramida północy...

 

Po roku 1944 podobną elitę  zasilili kupcy i krawcy, trudno powiedzieć, że starozakonni, bo naogół potępiani przez swoich rabinów za bezbożnictwo. Za to protektor raczył ich awansować na pułkowników i dyrektorów. A jakże, arystokracji też tam trochę było – między innymi jeden z Radziwiłłów został szambelanem  u Bieruta i uczył nowych państwa posługiwać się sztućcami, a jeden z Zamojskich wspomagał z zapałem towarzyszy z bezpieczeństwa,  jak tych zbirów uroczo nazwał poeta, niejaki Woroszylski. Nie zabrakło też wśród tej ferajny postępowej inteligencji katolickiej  oraz tzw. księży patriotów,  zbuntowanych przeciwko prymasowi Wyszyńskiemu, a uległych przed centalkomitetem.

 

Ta powojenna elita  trwa do dziś w postaci nielicznych weteranów i ich uczniów oraz rozlicznej progenitury. Zaludnia postępowe  partie polityczne, takież same media, fundacje takie jak Batorego  i tym podobne światłe  instytucje. Jest tak wytrwała w realizacji swych przekonań, że kontynuuje je pomimo upadku żelaznej kurtyny, muru berlińskiego  oraz Związku Radzieckiego.

 

Najwyższą niechęć wzbudza w tych ludziach przywiązanie narodu do Kościoła katolickiego i tradycji walk o niepodległość, po prostu do polskiego patriotyzm. Nazywają to szowinizmem  i przez to pozostawienie takiego narodu samego sobie jest dla tej elity  niedopuszczalne a jedynym remedium na taką groźną przypadłość może być tylko solidny protektor.

 

Tym razem ma to być Europa tzw. zjednoczona,  ale nie Europa ojczyzn.  Może jakaś forma Cesarstwa Rzymskiego,  najlepiej narodu niemieckiego  – tyle że już nie świętego, ale za to znów współpracującego z Rosją. Nic to, że demokracja jest tam bardziej fasadowa niż realna, a ci, których pan płk Putin z KGB uznał za wrogów, stają się ofiarami zamachów – Liebied’, Dudajew, Gamsachurdia, Juszczenko (przeżył), Politkowska, Litwinienko...

 

Polacy, którzy dążą do suwerenności w Europie ojczyzn  są prze tę elitę  uznawani za takich wrogów, że woli ona w kraju przymierze nawet z szemranym towarzystwem,  tolerowanie złodziejstwa i bandytyzmu. Stąd III RP, rzeczpospolita kolesiów  trzyma się tak mocno. Przez to mataczone są przy podniesionej kurtynie śledztwa nawet dotyczące najcięższych zbrodni.

 

4 lipca przy obojętności prawie połowy uprawnionych do glosowania, 1/3 z nich poparła istniejący stan rzeczy i rzeczpospolita kolesiów  wzmocniła się. Niektórzy mówią, że jest to efekt oszukańczej manipulacji, socjotechniki. Ja uważam natomiast, iż powodem tego jest demoralizacja społeczeństwa, odejście od etyki chrześcijańskiej przez istotną część Polaków, może nawet większą część...