Skuwanie reliefów i IPN

Próba korygowania historii poprzez zatarcie pamięci o tym, co się wydarzyło, miała miejsce w Egipcie już 3,5 tys. lat temu. Ok. roku 1505 p.n.e. na faraoński tron wyniesiona została pani o imieniu Hatszepsut, córka Totmesa I z XVIII dynastii. Opuściła tron po 20 latach panowania w wieku ok. 40 lat w okolicznościach dzisiaj nieznanych. Ok. 20 lat potem w całym państwie nad Nilem przeprowadzono zakrojoną na szeroką skalę akcję niszczenia świadectw panowania tej królowej. Wtedy dokumentowano historię w kamieniu. Porozbierano więc świątynie i monumenty wzniesione z jej woli, skuto wszystkie ryte w kamieniu jej podobizny i wszystkie reliefy zawierające wzmianki o niej. O Hatszepsut przetrwało jedynie to, co zamiast skuć i rozwalić, zakopano – nie wiadomo z lenistwa czy z pośpiechu.

 

Dokonano tego niewątpliwie z woli ówczesnego establishmentu, czyli dworu, kapłanów i administracji. Powody nie są dzisiaj znane, choć wiadomo, że czas panowania królowej Hatszepsut był epoką rozkwitu Egiptu. Tak pracochłonne przedsięwzięcie zacierania pamięci  na skalę całego państwa, musiało być niewątpliwie przekonywująco uzasadnione przez autorytety moralne. Może też uzasadniano tę gigantyczną pracę koniecznością dziejowa, nakazującą patrzenie w przód a nie wstecz, bo przecież ci młodzi nie mogą znać kontekstu...

 

Jedyną funkcją dokumentu rejestrującego zdarzenie – bez względu na intencje jakie miał wytwarzający – jest dawanie świadectwa współczesnym i przyszłym pokoleniom. Historia może być nauczycielką życia tylko wtedy, gdy można ją poznać, gdy nie jest zatajana. Uniemożliwiając poznanie świadectw przeszłości, wypacza się pamięć narodu. Jest to – jak uważam – czymś gorszym od barbarzyństwa!

 

Najgorszym czasem dla świadectw historii są momenty tzw. dziejowe. Wczorajsza piękna i zaszczytna służba stała się od dziś paskudnym serwilizmem lub czymś znacznie gorszym. Przecież wczorajsze państwo PRL  nie realizowało suwerennego bytu Polaków, było namiestniczym narzędziem obcego panowania. Wielu natomiast chciałoby zatrzymać splendory wczoraj wysłużone u namiestnika, a dzisiaj cieszyć się opinią człeka prawego z czcią. Są też tacy, co aspirują nawet na cokoły...

 

Usiłują więc bytować w schizofrenicznym rozdarciu między ideałami niegdysiejszymi i dzisiejszymi. W niektórych środowiskach jest tak, jakby się nic nie zmieniło, tylko z wtorku na środę starą nazwę PRL  zastąpiono nową RP.  W TVP bez ustanku fetuje się jakiś 40. lub 50. jubileusz. W Polskim Radio Jedynka  słyszałem np. w tamtym tygodniu radosny klangor – 38 lat Sygnałów Dnia!...  Jacyś faceci z rozrzewnieniem wspominali, jak w końcu lat 70. się tę audycję zaczynało i jaki to był zaszczyt... Ale ja bezczelnie przypomnę, że wówczas w centralnych przekaziorach,  nie uprawiało się normalnie zawodu dziennikarza. Bardziej przypominało to partyjną robotę na froncie ideologiczno-propagandowym!...

 

Tym wszystkim łaskawcom  oraz wielu chętnym na pomniki, jedno niewątpliwie humor psuje – nie spalono archiwum bezpieki!  Mało nie spalono – byle kto tam sobie może zajrzeć, nie zna taki kontekstu, a książkę napisze!  Niedoczekanie tym ciekawskim oszołomom! Zmieni się ustawę o IPN, a najlepiej byłoby podjąć natychmiast radykalne działania uniemożliwiające wydostawanie się świadectw historii przed oczy tej szowinistycznej hałastry!