Rynek nam schamiał, a może nie?

Standardową pojemnością napojów było właśnie owe 0,33 litra. Oczywiście do tego, żeby normalny człowiek się napił. Ważę powyżej 100 kg, ale pół litra na raz to dla mnie za dużo, zaś ćwierć za mało. Stąd pewno przodkowie wymyślili dla napojów butelki 0,33. W Polsce też tak było i gdy pojechałem kiedyś do ZSRR czymś dziwnym wydawało mi się piwo w butelkach 0,5 l, notabene w takich samych jak wódka...

 

W państwach takich jak Anglia, Belgia, Czechy, Dania, Niemcy itp. piwo z reguły rozlewane jest do butelek 0,33, ale oni może na piwie nie znają się tak jak Polacy lub mieszkańcy dawnego ZSRR? Podobnie jest z zawartością alkoholu. W wymienionych krajach (nie mylić z Polską i ZSRR) piwa pełne, a więc o zawartości ekstraktu 11-13 % mają na ogół zawartość alkoholu od 4 do 4,8 %, u nas popularnie zwanych voltami. Nasze piwo pełne musi mieć moc minimum 6 voltów, a procentu ekstraktu od jakiegoś czasu producenci na etykietach nie podają(?)...

 

Wydaje mi się, że ani wielkość butelki, ani zawartość alkoholu nie jest u nas podporządkowana potrzebie napicia się, tak jak to niegdyś rozumiano w Polsce i jak rozumie się nadal w Europie. Cel tych parametrów najlepiej wyraził niejaki Boczek w sitcomie Kiepscy – „Panie Ferdku, nie ważne co, ważne aby sponiewierało!”...

 

Oczywiście, w krajach o bogatych tradycjach piwowarskich wytwarza się piwa o zawartości alkoholu powyżej 5 %. Są to jednak piwa specjalne, warzone skomplikowanymi sposobami, z zawartością ekstraktu powyżej 15, na ogół ok. 20 % i sprzedawane są po cenach znacznie wyższych od piw pełnych.

 

Ja tam jeszcze pamiętam, że u nas piwo pełne miało 12 % ekstraktu i 4,5 % alkoholu, a najważniejsze, że miało też dobry smak. Skąd przeto wzięło się owo piwo z zawartością alkoholu z definicji powyżej 6 %? Wzięło się pewno stąd, że pobratymcy wzmiankowanego pana Boczka kształtują u nas rynek, a dla nich piwo jest lepsze nie z powodu smaku, lecz liczby voltów przypadających na 1 zł ceny...

 

Producenci aby zadowolić tę ferajnę i utrzymać cenę na stosunkowo niewysokim poziomie alkoholizują chyba owo piwo w sposób sztuczny. Nie uwierzę, iżby dodawali rektyfikat. Leją pewnikiem półfabrykat gorzelniany, czyli okowitę z fuzlem! Jeśli wzbogacą tak swój wyrób powiedzmy o 1,5 % to jeszcze nic strasznego, ale gdy wzmocnią go o 3 % i więcej, to fuzel wali niemożebnie po wątrobie. Może się mylę, ale takie odnoszę wrażenie i nigdy nie kupię w kraju piwa tzw. mocnego!...

 

A poza tym, może nadszedł wreszcie czas, abyśmy u nas, w Polsce przestali spożywać alkohol?! Można przecież napić się po butelce – lub po dwie – piwa z golonką. Można wypić z rodziną butelkę wina do obiadu, bo jak powiadają w niektórych częściach Europy – czerwone wino dla starszych panów jest tym, czym mleko dla niemowląt. Nie grzech też wypić parę kieliszków dobrej wódeczki, bo jak inaczej zjeść śledzika w śmietanie z ugotowanymi w mundurkach kartofelkami?...

Plastry borowika usmażone na masełku ze szczyptą soli i nic więcej, kawałek świeżego chlebusia i nie ma lepszej przystawki w czas kanikuły. Do tego butelka piwa – ujdzie Łomża-wyborowe – bo ma przaśny smak tak jak lubię i browar nalewa je w butelki 0,33.