Robią z nas cmentarne płaczki

Wielu sadzi, że pędził tam w kłus dla popisu... – cholera, nie to chciałem powiedzieć! A więc gonił tam – jak wielu sądzi – nie z żalu nad nieszczęśnikami, lecz by przypodobać się gawiedzi... – przepraszam najmocniej – przypodobać się elektoratowi, w nadziei na wzrost słupków!...

 

Ale do rzeczy! Chyląc głowę w szacunku dla ofiar pożaru w Kamieniu Pomorskim, trzeba jednak stwierdzić, że nie jest to problem na skalę władz najwyższych państwa. Więcej, nie jest to problem nawet na skalę wojewódzką. Dziwi więc zaangażowanie prezydenta i premiera w tę sprawę, co prawda tragiczną, ale nie przekraczającą możliwości i kompetencji władz powiatowych. Stosowne byłyby oświadczenia ichmościów, zawierające współczucie, ale robienie z pospolitego w końcu pożaru kwestii narodowej jest chyba niestosowne właśnie. Szczególnie, gdy premier wdaje się w projekty uczynienie z pogorzeliska jakiegoś miejsca świętego!...

 

Oddzielną kwestią jest rozpęd wszelakich tub propagandowych oraz pismaków dużych i małych do namolnego wałkowania takich nieszczęść przez wiele, wiele dni, do obrzydzenia wręcz. Wygląda to na schlebianie najprymitywniejszym upodobaniom, ale wydaje się spotykać z aplauzem szerokich mas. Niestety owych pismaków śpieszą naśladować politycy, zabiegający o poklask gawiedzi – pardon – swojego elektoratu.

 

I dotarliśmy chyba do sedna... Myślę często, że jesteśmy jak te płaczki cmentarne, ludźmi uwielbiającymi wszelkie okoliczności żałobne. Chyżo mkniemy palić znicze, stawiać krzyże, a nawet budować nagrobki tam, gdzie zabił się ktoś w wypadku drogowym. Jak tak dalej pójdzie, to wkrótce pokryjemy cały kraj krzyżami, nagrobkami i płonącymi zniczami – bo przecież wszędzie ktoś kiedyś umarł!

 

Odnoszę wrażenie, iż niektórzy nasi politycy, z tych samych powodów, chętniej ogłaszają uroczyste fetowanie klęsk niż zwycięstw. Zgodnie z tym, co się u nas podobno powszechnie uważa – na większego bohatera lansują tego, który dostał baty zamiast tego, który lał innych – odwrotnie chyba niż w innych krajach...

 

Są jednak przesłanki do tego, aby takie przypuszczenia zakwestionować. Ludzie u nas tęsknią do świętowania zwycięstw. W ubiegłym roku, w rocznicę zwycięstwa, na polach pod Grunwaldem obserwowało rekonstrukcję bitwy ponad 70.000 widzów. Aż tylu ludzi zebrało się, aby świętować tryumf, chociaż nie było żadnych reklam, ani nawoływań autorytetów. Przypomnijmy też sobie powodzenie, jakim cieszyła się defilada Wojska Polskiego 15 sierpnia 2007 r. Może politycy, zamiast schlebiać prymitywnym gustom, zaczęliby wspierać szczytniejsze skłonności narodu, byleby nie lansowali zwycięstw fałszywych!...

I nie chodzi mi oto, że premier bieży na pogorzelisko w tajemnicy przed swoim – było, nie było – zwierzchnikiem, prezydentem.