"Buldog" Komorowski w „Trójkącie Bermudzkim”

 O dwóch innych (Śląskim 1921 i Sejnenskim  1919) raczył był zapomnieć. Jako wnuk Henryka Czarneckiego, który do Powstania Śląskiego poszedł na ochotnika (wraz z całym Teatrem Plebiscytowym, któremu dyrektorował) poczułem się tym faktem zdziebko zirytowany. Ale potem było jeszcze gorzej. Jednego dnia podpisał sejmową ustawę o zakazie pracy dla emerytów, a następnego dnia zaczął się z niej, z podkulonym ogonem, rakiem, wycofywać, jak na polityka konsekwentnego i stałych przekonań przystało. Komorowski zgłosi więc- finalnie- projekt ustawy całkowicie zaprzeczającej ustawie, którą właśnie co osobiście, własnorecznie, drżącą (ze wzruszenia oczywiście) ręką podpisał. Bo pan prezydent w dni parzyste jest za, a w nieparzyste przeciw... Wzorem skądinad innego asa, Lecha Wałęsy, klasyka gatunku zwanego polityką sprzeczności samych w sobie.Z kuluarów władzy dochodzą informacje, że pan Komorowski wzial się już całkiem za łby (!Hmm, dobre określenie) z panem Tuskiem. I nie chodzi tylko o tych emerytów, co chcą dorobić. Chodzi o "wadzę" czyli o realną władzę. Komorowski ma się w walce z Tuskiem posiłkować marszałkiem Schetyną, który liderowi PO (oby żył wiecznie, nasz ukochany przywódca!) nie może zapomnieć, że ten go wyciął z funkcji wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych pod głupim, drobnym, błachym pretekstem jakiejś nieistniejącej afery hazardowej... A więc w tym trójkącie: Bronek- Donek- Grześ aż kipi od nienawiści i wojen podjazdowych. Nie dziwota więc, że nazywają tę figurę geometryczną „Trójkatem Bermudzkim"...Jak widać walka buldogów pod dywanem Platformy Obywatelskiej trwa. A buldog z Belwederu szczeka donośnie i gryzie zajadle. Tak, jak to podpatrzył na polowaniach.

Prezydent Komorowski w pietkę goni. To widać, słychać i czuć. W jednym tygodniu napił się wódki z prezydetem Rosji (choć, uczciwie przynaje: pod śledzia), obsciskał nieco obscenicznie prezydenta Niemiec i zaprosił na polowanie osłupiałego prezydenta USA, ale potem zajął się, niestety, polityka krajowa. Zaczął, jak to histeryk, przepraszam, historyk od przedstawienia własnej wizji polskich powstań. Uznał, że zwycięskie były ... dwa.