Jesteśmy drugą Islandią - nie Irlandią

Niepotrzebnie więc oczekujemy od niego irlandzkiego cudu finansowego, masowych zagranicznych (zwłaszcza amerykańskich) inwestycji czy niskich podatków dla przedsiębiorców. Tak naprawdę dla lidera PO wzorem jest też wyspa, ale ze stolicą w Rejkiawiku, a nie w Dublinie. Islandia wpycha się teraz do bram Unii Europejskiej, widząc w UE jedyną niezastąpioną receptę na wszelkie problemy gospodarcze. Czyli wypisz, wymaluj jak liderzy Platformy przed rokiem 2004 i naszym akcesem do Unii.

 

Islandię nawiedził niebywały kryzys gospodarczy, a stan finansów publicznych był tam niewiele gorszy niż u nas. To kolejne podobieństwo. Ale jest jeszcze jedno - być może… Otóż w zeszłym tygodniu w tym odległym kraju, do którego tęskni Imć Donald, zdecydowano o postawieniu przed sądem byłego premiera Geira Haarde i trzech członków jego rządu. Jedynym powodem był fakt, że gdy pan premier i jego ekipa sprawowali władzę doszło do kompletnego załamania się finansów państwa. Zero korupcji, zero nepotyzmu - tylko polityczno-ekonomiczna nieodpowiedzialność. Cóż, w tym sensie Polska powinna się stać drugą Islandią: takie rozliczenia są niezbędne, nie tylko ku przestrodze przyszłych premierów, ale też żeby wystawić rachunek za trzy lata gry w piłkę, bez żadnej refleksji nad tym, co dzieje się w państwowych finansach.

 

I tak spełni się sen Tuska o drugiej Irlandii, przepraszam, Islandii.

 

(tekst ukaże się w najbliższym wydaniu "Gazety Finansowej")

 

Czasem jedna litera zmienia wszystko. Wszyscy myśleli, że Donald Tusk mówił, że Polska ma być drugą Irlandią. Cóż za bzdura! Został kompletnie źle zrozumiany. Facet sepleni i tak naprawdę mówił nie o Irlandii, ale o… Islandii!!!