4 metody krytyki Kaczyńskiego

Pierwsza to chamstwo. Przykład: minister Sikorski, jak na szefa dyplomacji (!) przystało mówi, że prezes PiS pisał go "na proszkach"… Było to na tyle żenujące i niesmaczne, że odciął się od tego nawet bliski współpracownik Tuska Jan Krzysztof Bielecki (TVN 24). Tę metodę: chamstwa wybrała również minister Pitera. Zrobiła to w niewiele bardziej wyrafinowany sposób niż Sikorski, stawiając w "Kropce nad i" (TVN 24) pytanie, czy aby Kaczyński działa w pełni świadomie".

 

Druga metoda to bredzenie nie na temat. Przykład: Marek Borowski, który na portalu wp.pl stwierdził, że artykuł Kaczyńskiego to "teorie spiskowe, które PiS uprawia z masochistyczną przyjemnością". Ta ocena nijak się ma do merytorycznej zawartości tekstu prezesa PiS, ale widać tego lewicowego polityka na więcej nie stać.

 

Trzecia metoda to przemawianie ex catedra z pozycji kogoś, kto pozjadał wszystkie rozumy. I tak słynna specjalistka od polityki międzynarodowej, doświadczona dyplomatka (przepraszam za tę ironię) pos. Kidawa-Błońska na tymże wp.pl oświadczyła, ni mniej ni więcej, że artykuł ów świadczy o tym, iż Kaczyński nie dorósł do uprawiania polityki… Ot, taka polityka miłości w praktyce.

 

Wreszcie metoda czwarta reprezentowana przez cały chórek, fałszywie śpiewający, że Kaczyński nie powinien w ogóle zabierać głosu, bo tylko rząd i prezydent mogą się wypowiadać w sprawach polityki zagranicznej. Ktoś, kto głosi takie banialuki, nie ma żadnego doświadczenia w sprawach polityki międzynarodowej. Gdyby ktoś tak pajacował we Francji, gdy Ségolène Royal jeździła po świecie, spotykała się z kim chciała i wygłaszała najprzeróżniejsze poglądy w sprawach polityki zagranicznej jako lider opozycyjnego obozu lewicy - zabito by go śmiechem. Identycznie w Wielkiej Brytanii czynił ówczesny lider prawicowej opozycji David Cameron, a w Niemczech lider opozycyjnej FDP Guido Westerwelle (skądinąd obecny szef MSZ RFN). Na Zachodzie jest po prostu norma, że liderzy opozycji wygłaszają swoje poglądy na tematy polityki międzynarodowej własnego kraju i oczywiście nie musza być one zgodne z linią rządu.  Jeżeli ktoś o tym nie wie, to nic nie wie… Chyba, że wie, ale świadomie stosuje podwójne standardy: coś, co jest normalne dla liderów opozycji, gdzie indziej - nie ujdzie Kaczyńskiemu…

 

Skądinąd mam wrażenie, że olbrzymia większość krytyków artykułu Jarosława Kaczyńskiego, obojętnie którą z czterech metod "krytyki" wybrała i tak w gruncie rzeczy tego artykułu po prostu… nie przeczytała. To było słychać, widać i czuć, gdy te panie i ci panowie pletli "w tym temacie" jak Piekarski na mękach.

Zdumiewa mnie burza wokół artykułu Jarosława Kaczyńskiego. Krytycy w praktyce nie odnoszą się do samego tekstu. Oponenci byłego premiera wybierają kilka metod, aby go zdezawuować.