Zakazane kwiaty, zapomniana chwała

Zachodzę w głowę, co kierowało policjantami. Natrętnie chodzą mi po głowie kawały o milicjantach, jeszcze rodem z PRL-u. Ale przecież to czas przeszły dokonany, nie ma już milicjantów, są policjanci z orłami w koronach. Rozumiem, że smutny pan premier Tusk nie uznał za właściwe w sposób godny uczcić tę, bądź co bądź, wiekopomną rocznicę. Obawiał się pewnie, że Putin się obrazi, albo przy najbliższym ich spotkaniu rozwali się na fotelu i będzie patrzył, jak badacz owadów na ćmę, na przycupniętego na rogu fotela polskiego premiera (pamiętamy tę scenę z zeszłorocznego szczytu z Davos?). Ale czemu, u licha, zabraniać obywatelom nawet tak ekscentrycznym, jak redaktor JKM, składania kwiatów. Owszem, w tejże Warszawie ćwierć wieku temu, w stanie wojennym i po nim ZOMO i Milicja Obywatelska spisywała ludzi składających kwiaty na tzw. kwietnym krzyżu najpierw przy Kościele Św. Anny, a potem na pl. Zwycięstwa (dziś pl. Józefa Piłsudskiego). Wszak przecież te czasy miały minąć…

 

Wołałbym, żeby nasza dzielna policja chroniła nas przed bandziorami, handlarzami narkotyków, "karkami", którzy wymuszają haracze, i agresywnymi lumpami, a nie wtrącała się w to, co chcą czcić obywatele. Czy to zbyt wygórowany postulat?

 

A swoją drogą chciałbym, abyśmy my, jako Polacy, w tym także polscy policjanci, byli dumni z tego, że równo cztery wieki temu nasi przodkowie zrobili to, co potem nie udało nigdy się ani francuskim wojskom Napoleona, ani niemieckim wojskom Hitlera: zdobyć moskiewski Kreml! Doprawdy to powód do dumy, a nie do zapełniania policyjnych kartotek nazwiskami osób pamiętających o chwalebnych kartach polskiej historii.

 

(Tekst ukaże się w najbliższym numerze "Warszawskiej Gazety")

Zupełnie nie rozumiem interwencji stołecznej policji, która spisała felietonistę Janusza Korwin-Mikke za złożenie wiązanki pod kolumną Zygmunta w Warszawie. Powodem złożenia kwiatów była równa 400-setna rocznica zdobycia Kremla przez Polaków.