O sondażach

Po pierwsze: w grudniu 2008, rok po przegranych przez PiS wyborach samorządowych, partia Jarosława Kaczyńskiego miała… 18 procent poparcia, a PO 60 (!). I to jest punkt odniesienia. Po drugie: zawsze w przypadku PiS sondaże są gorsze niż wyniki realnych wyborów (a u PO - odwrotnie). Po trzecie: w ostatnich pięciu sondażach - już po wyborach prezydenckich - w trzech zyskiwała PO, a w dwóch PiS, przy czym średnio zyski PiS były większe niż zyski Platformy. Obraz jest więc dużo bardziej skomplikowany niż propagandowe wrzaski, które dało się usłyszeć w ostatnich godzinach. Po czwarte wreszcie: w lipcu na Jarosława Kaczyńskiego głosowało prawie 8 mln Polaków. Niemała część z nich ani przed wyborami, ani po wyborach nie deklarowała z różnych powodów, że zagłosuje na lidera PiS. To taka polska norma - i trzeba na nią właśnie wziąć poprawkę.

 

Reasumując: sondażami nie trzeba się przejmować, a jeśli już ktoś koniecznie musi, nich to robi w mniej maniakalny sposób niż Donald Tusk. Jednak, żeby było jasne - nie przejmujmy się sondażami zarówno niedobrymi, jak i całkiem dobrymi, unikając asymetrii i selektywności.

Media rozdzierają szaty nad spadkiem o parę procent sondaży PiS. Panie Boże, chroń nas od przyjaciół, bo od wrogów ochronimy się sami. Warto jednak powiedzieć w tym miejscu kilka rzeczy.