PO: czas rozliczania obietnic

Była to mitologia, bo śp. Lech Kaczyński wetował mniej niż Kwaśniewski, a skutecznie ledwie kilka razy. Oczywiście liderzy PO będą teraz mówili (już to mówią!), że nie mogą zrobić tego, czego chcą, bo... nie mają większości w parlamencie. Oczywiście w myśl przysłowia, iż złej baletnicy zawadza rąbek u spódnicy.

 

Mamy dwie Polski. Polska jest podzielona niemal równo na połowę. To musi obligować rząd i prezydenta do większego szacunku dla lidera opozycji i głównej opozycyjnej partii. Dotąd tego szacunku nie było za grosz. Zaś mówienie "Zgoda buduje" było czystą propagandą. Chęci do zgody i porozumienia z opozycją zabrakło Platformie w ciągu ostatnich niemal trzech lat.

 

Z takim poparciem - prawie 7.5 miliona głosów Jarosław Kaczyński ma wszelkie dane, by myśleć o wygraniu wyborów parlamentarnych i powrocie na funkcję premiera. Tak jak kiedyś uczynił to Winston Churchill, który wygrał II wojnę światową, ale przegrał - niedoceniony przez własnych rodaków - wybory we własnym kraju.

 

Wybory do sejmu za rok, a przez ten czas PO nie będzie już mogło straszyć Kaczyńskimi, czy PiS-em, bo byłoby to już tylko śmieszne. Po trzech latach rządowych wakacji Platforma niech się weźmie do roboty. W tym także do zrealizowania wszelkich obietnic Bronisława Komorowskiego z kampanii prezydenckiej, które przecież składał w towarzystwie premiera i ministrów rządu Tuska. Niech też z obietnic wywiąże się w końcu sam Tusk. Polityka według PO polega wyłącznie na bajerowaniu. Ileż można?

 

 

PO wzięła całą pulę. A to oznacza, że bierze całkowitą odpowiedzialność za politykę w Polsce. Już nikt z Platformy nie będzie mógł wciskać kitu, że Tusk dobrze chce, ale prezydent z PiS blokuje wetem reformy.