Łapy Kalego i Tusk w sosie własnym

Pamiętamy co się wtedy działo? Tę medialną histerię, że jaki to brak demokracji, skoro jest tylko jeden kandydat... To wypominanie przez polityków Platformy, że w PiS jest zamordyzm, że kult jednostki i inne tego typu odlotowe historie. A tymczasem teraz na kongresie PO też był tylko jeden kandydat. Bez rozgłosu, po cichutku, bez pytań ze strony mediów na temat "braku wewnątrzpartyjnej demokracji". Tusk wygrał przy w zasadzie zerowym zainteresowaniu mediów owym "samodzierżawiem". Cóż, to co oburza w PiS - w PO w ogóle nie razi. To, co belką w oku Kaczyńskiego, źdźbłem jedynie drobnym dla liderów PO. Moralność Kalego? A jakże! Podwójne standardy? Trudno o lepszy przykład! Bo dzieje się po prostu tak, że co wolno wojewodzie - mówiąc metaforycznie - z PO, to już na pewno nie wolno komuś z Prawa i Sprawiedliwości...      

 

Że PO tak to rozgrywa to przy ich cynizmie nie dziwota. Lecz czemuż to, czemuż milczą główne media? Tak skore w marcu do poświęcania dziesiątków komentarzy o "dyktaturze" Kaczyńskiego. Co media na to? Słychać ciszę. Wielką ciszę. A Kali nic, tylko łapska zaciera...

Z kongresu PO zapamiętano jedynie agresję Tuska i jego chęć dołożenia za wszelką cenę Kaczyńskiemu. Niesłusznie. Przecież na tymże partyjnym spędzie wybrano ponownie starego-nowego szefa PO. Co w tym dziwnego? Nic. Tyle, że był jedynym kandydatem. Tak jak Jarosław Kaczyński na marcowym kongresie PiS w Poznaniu.