Madryt kończy, Bruksela zaczyna

 

 

Kończąca się już prezydencja hiszpańska była pierwszą w UE po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego. Była to więc prezydencja w pewnym sensie inna od dotychczasowych, bo w praktyce, w codziennej pracy i urzędowaniu "docierały" się kompetencje najważniejszych organów UE. Premier Hiszpanii Zappatero i "prezydent" Unii van Rompuy ustalali co, de facto, ma być w gestii prezydencji, a co w gestii przewodniczącego Rady. Dochodziło do wyraźnych sporów kompetencyjnych: szef rządu Królestwa Hiszpanii wchodził w buty unijnego "prezydenta" i odwrotnie, obaj w różnym miejscu i różnym czasie (ale najczęściej najpierw Hiszpan) przedstawiali zadania UE na to półrocze. Słowem: była to kompetencyjna rywalizacja, która jednak nie jest winą ani Zappatero ani van Rompuya, ale przereklamowanego, za to bardzo nieprecyzyjnego Traktatu Lizbońskiego.

 

Prezydencja hiszpańska nie była żadnym przełomem w historii UE. Hiszpania ze względów narodowych podkreślała znaczenie swej prezydencji, organizując w swoim kraju nawet "te szczyty", które zgodnie z literą Traktatu Lizbońskiego powinny odbywać się w Brukseli (choćby ostatni czerwcowy szczyt międzyparlamentarny UE-USA, który miał miejsce w Madrycie).

 

Prezydencja belgijska, niestety, nie będzie miała żadnego autorytetu, ponieważ jest prezydencją państwa, które w praktyce się rozpada (co potwierdziły, ostatnie, czerwcowe wybory federalne w tym kraju). Odbędzie się ona w cieniu przewodniczącego Rady, "prezydenta" van Rompuya, byłego premiera tego państwa, który tak samo nie ma autorytetu w Unii, jak kraj, w którym był szefem rządu. Zapewne Belgowie wiele będą mówić o Strategii 2020, o walce z kryzysem, o Grecji itp. itd., ale prezydencja ta nie odciśnie żadnego piętna na historii Unii i będzie jeszcze mniej istotna niż prezydencja Hiszpanii.

 

Jedynym jej wyróżnikiem będzie prawdopodobnie to że, będzie ona bardziej "unijna" niż narodowa, w odróżnieniu od prezydencji poprzednich oraz następnych, czyli węgierskiej i polskiej.

 

(Rozwinięcie tych rozważań w najbliższym numerze "Monitora Unii Europejskiej")

 

 

Kończąca się już prezydencja hiszpańska była pierwszą w UE po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego. Była to więc prezydencja w pewnym sensie inna od dotychczasowych, bo w praktyce, w codziennej pracy i urzędowaniu "docierały" się kompetencje najważniejszych organów UE.