O czym bez Polski mówiono w Kordobie

 Tymczasem „szczyt” ministerialny zebrał się w sprawie Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. Jest to unijna dyplomacja. Polska jest tam kompletnie nieobecna. Na 158 unijnych „ambasadorów” w różnych częściach świata Rzeczpospolita… nie ma ani jednego! Jest to zresztą szerszy problem całkowitego dyskryminowania krajów „nowej Unii” przez kraje dawnej „15"-ki, a w szczególności przez największe państwa Unii (tylko Węgry mają „własnego” ambasadora – w Królestwie Norwegii). Jest już w zasadzie bardzo prawdopodobne, że funkcję sekretarza generalnego ESDZ (Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych), a więc „osoby nr 2” po pani Catherine Ashton, obejmie Francuz Pierre Vimont. W specjalnej High Level Contact Group, która zajmuje się przygotowaniem struktury ESDZ, nie ma również żadnego Polaka (choć jest kolejny przedstawiciel Węgier, „highrep", czyli ambasador Węgier przy Unii, Ivan Gabor).

A więc Sikorski zlekceważył spotkanie, które dla Polski było absolutnie fundamentalne. Popełnił kolejny ciężki grzech zaniedbania. Gdy nie będziemy mieć dostatecznej liczby przedstawicieli w unijnym „MSZ” - wiadomo, komu będziemy mogli podziękować: ministrowi Sikorskiemu, który wolał być kandydatem Sikorskim…

Jaka sprawa była nieważna dla polskiego ministra spraw zagranicznych, który nie pojawił się na konferencji szefów MSZ krajów UE w Hiszpanii? Czy było to rzeczywiście gadu-gadu z udziałem żon, nieistotne bla-bla-bla, jak sugerował w telewizyjnej wypowiedzi minister Sikorski?