W USA przejdzie, u Sarmatów nie...

Poszedł po bandzie, ku radości zwolenników Komorowskiego. W Polsce bowiem, kraju Sarmatów, obowiązują inne reguły gry niż w USA: o ile tam kampania negatywna, brutalna, przynosi efekty, ba - jest oczywistością, o tyle u nas, w myśl zasady: "niech na całym świecie wojna, byle moja wieś spokojna", u nas się woli święty spokój, powszechną zgodę, braterstwo, a nie awantury i kłótnie. Stąd Sikorski wbił sobie własnoręcznie, szpadlem pierwszą łopatę pod własny polityczny grób.                  

 

Cóż, ostatecznie to duży chłopiec, wie co robi...

Barwy kampanii coraz mocniejsze, a to za sprawą Radka Sikorskiego.