Budżet UE 2010 - gdzie płacimy więcej niż dostajemy

W budżecie tym charakterystyczny jest fakt, że tyle samo procentowo (5,7%) i ilościowo (prawie 8 mld euro) przeznacza się na działania Unii na arenie międzynarodowej co na… koszty administracji UE!!! Eurobiurokracja będzie dalej miała się świetnie obojętnie od narzekań eurosceptyków i eurorealistów.

 

Swoją drogą, euroentuzjaści zachwalający rzekomy wzrost międzynarodowej pozycji UE po przyjęciu Traktatu Lizbońskiego powinni odnieść się - jeśli starczy im intelektualnej odwagi - do faktu, że Unia na aktywność w tej sferze przeznacza ledwie 7,9 mld euro, a więc niemal 6 razy mniej niż na politykę regionalną i tzw. trwały wzrost oraz blisko 5,5 razy mniej niż na rolnictwo i zarządzanie zasobami naturalnymi. Przy takich kwotach na politykę międzynarodową Unii Europejskiej nie pomoże żaden Traktat - będzie ona dalej niespecjalnie ważnym partnerem.

 

Kolejna charakterystyczna rzecz to fakt, że Polska więcej płaci do kasy Brukseli w niektórych obszarach niż stamtąd dostaje środków. Tak jest z 7. Programem Ramowym (na badania naukowe), rozwojem sieci transportowych oraz programem "Galileo". Wynika to z faktu, że bogate państwa UE skutecznie absorbują pieniądze na programy w tych trzech dziedzinach, traktując to jako swoistą renacjonalizację składki członkowskiej.

 

Oczywiście, Polska odbija to sobie z nawiązką w obszarze rolnictwa oraz polityki regionalnej.

 

W Parlamencie Europejskim finiszują prace odnośnie budżetu UE na 2010 rok. Głosowanie nad budżetem przewidywane jest w czwartek 22 października w Strasburgu.