Polski MSZ głosem RFN?

Chodzi o postulaty polskich organizacji u naszego zachodniego sąsiada, aby formalnie Berlin anulował dekrety III Rzeszy godzące w polską mniejszość narodową, odmawiające jej prawa istnienia pod względem formalno-prawnym (choć w latach 30. Polacy byli w państwie niemieckim oficjalnie uznaną mniejszością narodową), a także delegalizujący "Rodło". Te postulaty zostały odrzucone przez władze niemieckie - o dziwo, bo przecież dotyczą spuścizny III Rzeszy Hitlera - ale również, jak widać, niemiecki punkt widzenia został przyjęty przez Warszawę.

 

Szokująca to sprawa. Albo bowiem polski rząd w polityce zagranicznej zachowuje się jak hamulcowy - sprawa tarczy, albo jak obserwator - sprawa walki (a raczej braku walki) o silnego polskiego komisarza w Komisji Europejskiej, albo wręcz jak rzecznik obcego państwa. Żenujące to, zwłaszcza gdy takie rzeczy słyszy się od naszych rodaków w RFN, którzy na własnej skórze odczuwają skutki polityki zagranicznej rządu Tuska: polityki nieambitnej, nieskutecznej, pełnej błędów, zaniechań i braku wizji, a także zapominającej, że jesteśmy dużym, szóstym narodem w Unii Europejskiej.

Taką tezę postawił goszczący w Polsce nowo wybrany prezes Związku Polaków w Niemczech "Rodło" - Marek Wójcicki, komentując w rozmowie ze mną stanowisko naszego resortu spraw zagranicznych odnośnie polskiej mniejszości w RFN.