Niepewna Lizbona, pewny Twitter

Mój blog "polityczny" pozostaje głównym, ale nie jest jedynym instrumentem komunikowania się z Polską internetową. W poniedziałek "odpaliłem" bloga piłkarskiego na Futbol.pl (będzie się ukazywał 1-2 razy w tygodniu), natomiast dzisiaj zadebiutowałem na "Twitterze". Ten film jest więc wielowymiarowy.

 

                                                                                         ***

 

Z Traktatem Lizbońskim jest jak z króliczkiem: wielu zależy na tym, aby go gonić, a niekoniecznie złapać. 

 

Klasycznym przykładem są Niemcy, które popędzały inne kraje do jego prędkiej ratyfikacji (w tym Polskę), a same tymczasem tego nie uczyniły. Ba, zrobiły wszystko, żeby ten moment odwlec, uruchamiając po kolei Trybunał Konstytucyjny oraz, ponownie Bundestag i Bundesrat. Co więcej RFN założył Unii Europejskiej swoisty kaganiec, uzależniając jakiekolwiek nowe, dodatkowe kompetencje UE od… zgody niemieckiego parlamentu. Oznacza to istotne opóźnienie tempa integracji europejskiej - choć nikt akurat z tego powodu płakać nie powinien.

 

Nawet jeżeli za półtora tygodnia Irlandczycy powiedzą w referendum traktatowi "YES", nie oznacza to wcale automatycznego zakończenia okołotraktatowej wojny. Prezydent Czech Vaclav Klaus nigdy bowiem publicznie nie stwierdził, że ratyfikuje "Lizbonę" po irlandzkim "TAK" (inaczej niż np. Prezydent RP, prof. Lech Kaczyński). Ostatnio w republice czeskiej zapowiedziano ponowne postawienie sprawy przed Trybunałem Konstytucyjnym oraz uruchomienie obu izb czeskiego parlamentu. A ponieważ przełożono tam niespodziewanie wybory (zamiast jesienią 2009 roku odbędą się latem 2010 roku), nie należy się spodziewać, aby przed owymi wyborami Praga podjęła finalną decyzję. Ale wtedy w tym samym czasie również odbędą się wybory w Wielkiej Brytanii, gdzie na 99,9 proc. zwycięży Partia Konserwatywna, będąca przeciwniczką Traktatu Lizbońskiego. Skutkiem będzie poddanie tegoż traktatu pod referendum i jego wielce prawdopodobne odrzucenie przez Anglików, Szkotów i Walijczyków…

 

Jest więc możliwe, że mimo wszystko w przyszłym roku przeczytamy nekrologi śp. Traktatu Reformującego…

 

Z Traktatem Lizbońskim jest jak z króliczkiem: wielu zależy na tym, aby go gonić, a niekoniecznie złapać. 

 

Klasycznym przykładem są Niemcy, które popędzały inne kraje do jego prędkiej ratyfikacji (w tym Polskę), a same tymczasem tego nie uczyniły. Ba, zrobiły wszystko, żeby ten moment odwlec, uruchamiając po kolei Trybunał Konstytucyjny oraz, ponownie Bundestag i Bundesrat. Co więcej RFN założył Unii Europejskiej swoisty kaganiec, uzależniając jakiekolwiek nowe, dodatkowe kompetencje UE od… zgody niemieckiego parlamentu. Oznacza to istotne opóźnienie tempa integracji europejskiej - choć nikt akurat z tego powodu płakać nie powinien.