Stop dyskryminacji Polaków na Litwie!

Niestety, litewscy Polacy są wciąż tarczą strzelniczą dla władz oświatowych czy administracyjnych tego kraju. Przykładów jest aż nadto. I tak decyzją Najwyższego Sądu Administracyjnego Litwy do 14 października tego roku samorząd rejonu solecznickiego ma usunąć tablice z polskimi nazwami ulic! Jest to wbrew europejskim standardom, ale litewski NSA ma to, jak widać, w nosie. Warto dodać, że w tym rejonie 80 proc. mieszkańców to Polacy (dla porównania w regionie wileńskim, obejmującym okolice Wilna też stanowimy większość - 60 proc., w samym Wilnie co piąty mieszkaniec to Polak, na całej Litwie - co czternasty).

 

Podejmę w tej sprawie interwencję na forum Parlamentu Europejskiego, ponieważ to co robi Litwa jest ewidentnie niezgodne z Europejską Kartą Samorządową, którą to państwo podpisało i ratyfikowało. Ba, jest to również, paradoksalnie, niezgodne z… litewskim prawem - a konkretnie z litewską ustawą o mniejszościach narodowych. EKS mówi, że na terenach zwarcie zamieszkanych przez mniejszość narodową ma ona prawo do napisów informacyjnych w macierzystym języku. Ale prawo litewskie jest wewnętrznie sprzeczne: co innego głosi ustawa o mniejszościach narodowych, a co innego ustawa o języku państwowym, która takich napisów zakazuje!

 

Niestety, są także inne miny zapalne w relacjach polsko-litewskich. Jest taką np. kwestia polskiego szkolnictwa. Od momentu, gdy litewski rząd 12 marca 2008 r. przyjął uchwałę nr 257 zabierającą samorządom decyzję o liczebności klas w szkołach wiejskich, nastąpiła świadoma, konsekwentna dyskryminacja polskich szkół ze strony litewskich władz oświatowych. Od tego czasu zlikwidowano 4 szkoły i 45 klas. Co więcej grozi to zamknięciem kolejnych 107 klas. Charakterystyczne, że wymogi określonej liczby uczniów w klasie w praktyce nie dotyczą szkół litewskiej mniejszości w rejonie solecznickim i wileńskim. Nie mówię już o ogromnych dysproporcjach w finansowaniu szkół polskich i litewskich przez litewskie władze.

 

To wszystko stanowi wielkie wyzwanie nie tylko dla naszych rodaków na Litwie, ale też dla polskiego rządu. Nie może on poświęcać litewskich Polaków na ołtarzu dobrosąsiedzkich stosunków z Litwą.  Byłoby to moralną hańbą, a politycznie nic by nie dało. W tej sprawie musi interweniować w sposób zdecydowany i ciągły polski MSZ, w tym polscy dyplomaci na Litwie (jutro w tej sprawie chcę rozmawiać z min. Sikorskim).  Ale również najwyższy czas umiędzynarodowić ten problem i postawić go na forum zarówno Parlamentu Europejskiego, jak i Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. W końcu tym dyskryminacyjnym, haniebnym praktykom władz Litwy wobec mniejszości polskiej należy powiedzieć "stop".

 

Ostatnie wieści z Litwy o tym, że "Wilno blokuje lekcje historii", czyli uniemożliwia w szeregu polskich szkół przeprowadzenie pogadanek historycznych z udziałem pracowników IPN, są tylko wierzchołkiem góry lodowej litewskiej niechęci wobec Polaków mieszkających na tych ziemiach od wieków. Ciekawostką jest to, że historycy z Instytutu Pamięci Narodowej mieli mówić polskim dzieciakom o… agresji sowieckiej na Polskę w 1939 roku, a nie o relacjach polsko-litewskich (aby nie drażnić Litwinów).