Do czego jest nam potrzebna Ameryka

Wizytom prezydentów Stanów Zjednoczonych nadaje się w Polsce kolosalne znaczenie, chociaż wieloletnie doświadczenie wyraźnie wskazuje, że nie poszły za nimi żadne istotne dla stosunków polsko amerykańskich konkretne działania.

Można jedynie wyróżnić wizytę Busha seniora, ale to z powodu kontynuowania przezeń polityki Reagana, w której Polska miała swoje dość poczetne miejsce. Niestety w bardzo ważnym dla nas momencie Bush senior przegapił możliwość kontynuowania tej polityki przegrywając z mało ważnym konkurentem z Kansas.

Wprawdzie za czasów Clintona weszliśmy do NATO, ale nie jako wyróżnieni odwieczni sojusznicy Stanów Zjednoczonych, ale na zasadzie ryczałtu dzielonego z małymi krajami Europy Środkowej.

Tak się złożyło, że amerykański polonijny elektorat tradycyjnie głosuje na kandydatów demokratycznych tylko, że wszystko, co najgorsze dla Polski stało się za prezydentury właśnie demokratów począwszy od Roosevelta, a czy na Obamie się skończy to dopiero zobaczymy.

W 1943 roku czasie naszego konfliktu ze Stalinem zostaliśmy haniebnie zdradzeni przez Roosevelta i oddani na łup Sowietom. Przy czym było znacznie gorzej niż zbrodnia, jakby powiedział Talleyrand, bowiem zasadniczy błąd polityczny, za który płaci praktycznie cała ludzkość po dzień dzisiejszy. Podobnie jak i teraz Obama nie przeprosił za jawnie zdradzieckie i tchórzliwe wycofanie się z tarczy antyrakietowej i nie usprawiedliwia go nawet fatalne zachowanie rządu warszawskiego.

Po Stalingradzie, oczyszczeniu Afryki i upadku Włoch kręgosłup Niemiec został przełamany i reszta była tylko kwestią czasu, Roosevelt zdeklarowany antykomunista musiał doskonale wiedzieć, czym grozi wpuszczenie Sowietów do Europy. Jeżeli nie chciał wykorzystać do końca sytuacji i zmusić Stalina do przyjęcia jego warunków to mógł przynajmniej ograniczyć jego możliwości odpowiednio dawkując pomoc, a nawet jej zaniechać w sytuacji dostatecznie skrystalizowanej na korzyść aliantów.

Tymczasem poszedł znacznie dalej niż Stalin mógł się spodziewać, w konsekwencji stwarzając stan zagrożenia dla samej Ameryki, nie mówiąc już o skazaniu na niewolę i cierpienia wielu narodów w tym najwierniejszych sojuszników z Polską na czele.

Za to przestępstwo wobec własnego kraju i ludzkości nigdy nie odpowiedział i właściwie do dzisiejszego dnia nie została wyjaśniona tajemnica zdrady Roosevelta.

Jeżeli jego następcy, a szczególnie z tej samej partii demokratycznej, czują się odpowiedzialni za działania poprzedników to powinni uczynić wszystko ażeby choćby w najmniejszej części wynagrodzić ofiarom szkody, na jakie naraziła ich polityka Roosevelta.

Tymczasem z ust prezydentów USA nie usłyszeliśmy nigdy nawet słowa przeproszenia. Odwrotnie, szczególnie przedstawiciele amerykańskiej administracji w wydaniu partii demokratycznej, ciągle uważają się za naszych protektorów, którym powinniśmy okazać wdzięczność.

Ja sam, uczciwszy wszystkie proporcje, miałem możność zaznajomić się z taką postawą. Kiedy jako przewodniczący zespołu redakcyjnego programu AWS zostałem zaproszony wraz z gronem współpracowników przez ambasadora amerykańskiego Reya /podobno potomka tego z Nagłowic/ na przyjacielskie spotkanie byłem na początku dość mile zaskoczony biegłą znajomością polskiego zarówno ambasadora jak i jego rodziny i pracowników ambasady, czego nie zauważyłem na poprzednich spotkaniach odbywanych w międzynarodowym towarzystwie.

Po wygłoszeniu ciepłych komplementów na temat treści programu oraz faktu, że został ten program uzgodniony w tak rozmaitym politycznie gronie, jakim była AWS, reszta rozmowy przebiegała raczej w atmosferze towarzyskiej. Zaskoczyło mnie to trochę, gdyż spodziewałem się raczej zainteresowania konkretnymi sprawami.

O co naprawdę chodziło ambasadorowi wyjaśniło po części jego oświadczenie, że w Polsce jest bardzo dobrze / a działo się to w czasie rządów SLD i prezydentury Kwaśniewskiego/ i że Polska powinna iść dla własnego dobra nadal tą drogą. Mogło takie oświadczenie wprawić słuchaczy w zdumienie albowiem u władzy w Polsce byli niedawni agenci sowieccy, ale którzy w mniemaniu amerykańskim przeszli na ich stronę i najwidoczniej dawali gwarancję podobnego posłuszeństwa wobec USA jak poprzednio wobec Sowietów. Mogliśmy się poczuć rozczarowani, jako pretendujący do roli niezawisłego rządzenia Polską i kontynuatorzy polityki sojuszu z Ameryką.

Dalej było już tylko gorzej, bowiem pan ambasador obwieścił, że Polska zostanie przyjęta do NATO i tylko są wątpliwości czy wywiąże się z obowiązków członka tej organizacji. Ruszyło to mnie na tyle, że musiałem dobitnie wyjaśnić, że my ze swojej strony dotrzymaliśmy sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i to nie myśmy zawiedli. Na to pan ambasador skonfudował się i przeprosił za niestosowne odezwanie.

I jakby dla zatarcia wrażenia udzielił przyjacielskiej rady utrzymywania dobrych stosunków z Rosją. Korzystając z nieoficjalnego charakteru spotkania podziękowałem za szczerość, która w normalnym języku oznacza: - „w razie konfliktu z Rosją nie liczcie na nas” i wyraziłem żal, że nie usłyszeliśmy tego ani w 1939 roku ani w 1943, ani tuż po wojnie. Kropką nad „i” było pytanie o nasze zdanie w sprawie Radia Maryja. Zdając sobie sprawę, do czego zmierza to pytanie wyjaśniłem, że wbrew propagandzie przypominającej nieco budowanie potiomkinowskich posiołków sytuacja w Polsce jest zła pod wielu względami, a Radio Maryja jest jednym z nielicznych mediów, które dają możliwość szczerego wypowiedzenia się w tej sprawie i stąd „fenomen” tego radia. Sytuacja ta przypomina zresztą efekt niedawnych wyborów prezydenckich w USA gdzie bliżej nieznany kandydat wygrał z urzędującym prezydentem, najbliższym współpracownikiem i zastępcą jednego z największych amerykańskich prezydentów – Reagana, a także moim współkombatantem w II Wojnie Światowej. A Clinton zwycięstwo odniósł dlatego, że zwrócił uwagę na upośledzone warstwy społeczne, które też istnieją w najbogatszym kraju na świecie.

Po takim oświadczeniu atmosfera się zmroziła i odczułem, że chyba zostałem uznany za persona non grata w tej ambasadzie.

Problem polega na tym, że w tej części Europy Amerykanie nie szukają sojuszników a jedynie posłusznych wykonawców jakby nie zdając sobie sprawy, że właśnie tacy są najbliżej zdrady w zależności od koniunktury.

Prawdziwym partnerem USA chciał być prezydent Lech Kaczyński, ale zarówno poprzednik jak i następca zaliczają się do kategorii bardziej odpowiadającej demokratycznej administracji amerykańskiej, tylko że skutki tego mogą być opłakane.

Ocenia się, że wizyta Obamy przyniosła ocieplenie stosunków amerykańsko europejskich, w tym też i polskich wraz z całą Europą wywodzącą się z byłego sowieckiego obozu.

Problem polega jednak w dalszym ciągu na tym, że sytuacja tej części Europy wymaga czegoś znacznie większego, a mianowicie dowodu na amerykańskie zdecydowanie w sprawie jej obrony przed różnego rodzaju agresjami.

Tego nie otrzymaliśmy i tak w dalszym ciągu nie wiemy czy znowu nie jesteśmy jedynie pionkami w globalnej grze prowadzonej przez największe mocarstwa.

Niezależnie od tej niepewności Ameryka jest nam potrzebna chociażby dla stworzenia potencjalnej możliwości alternatywy dla porozumienia, a raczej spisku niemiecko rosyjskiego zmierzającego do ponownego podzielenia Europy.

Ostatecznie Europa zachodnia uniknęła naszego losu tylko zawdzięczając obecności Amerykanów na jej terenie. Wprawdzie jedni mogliby powiedzieć, że to dobrze, a inni, że wprost przeciwnie, nie to jest dziś istotne, ale żeby strefa amerykańskiego parasola przesunęła się chociażby do Bugu. Tej pewności nie mamy do dzisiaj i wizyta Obamy nam jej nie rozwiała.

Przy okazji chciałbym przeprosić za zgubienie litery „a” w imieniu Obamy w poprzednim wpisie. Mimo to można jedynie stwierdzić, że w każdym brzmieniu nie jest ono w polskim języku zbyt pochlebne.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Heretyk

30-05-2011 [22:34] - Heretyk (niezweryfikowany) | Link:

miały tych samych założycieli- pieniądze Wall Street. więcej można się dowiedzieć wpisując w google: plan trzech wojen światowych.

Obrazek użytkownika Gryf

31-05-2011 [15:30] - Gryf (niezweryfikowany) | Link:

O pakcie i dołączonym do niego tajnym protokole, już w dniu jego zawarcia, wiedzieli Amerykanie. Tuż po podpisaniu dokumentu przez Ribbentropa i Mołotowa poufnie poinformował o tym fak­cie Charlesa Bohlena, sekretarza ambasady USA w Moskwie, najbliższy współpracownik niemieckiego amba­sadora Schulenburga, Hans von Herwarth. Ujaw­nił on częściowo motywy swego postępowania: "Miałem »niearyjskie« pochodzenie, moja babka po kądzieli była Żydówką". Wyraził jednocześnie zdzi­wienie, że rządy USA i brytyjski, który również został poinformowany, nie przekazały wiadomości o pak­cie i tajnym protokole władzom polskim ("Amerykanie znali pakt. Rozmowa z Hansem von Herwarthem", "Życie Warszawy" 30 X 1992).
Dalsze wydarzenia polityczne sprawiły, że do kolejne­go "przyjaznego porozumienia" doszło 28 IX 1939 r. Stalin zaproponował Hitlerowi likwidację państwa polskiego we wszelkiej jego postaci.
Dodam że Jankesi mieli nawet mapy z podziałem Polski, a ile to historycznych prostytów z tytułami mgr, dr, prof. pisało że Francja i Anglia nie mogły nam pomóc. Za komuny zakłamywano Katyń i 17 września 1939 r. za bastarda okrągłego stołu III RP zakłamuje się prawdę o Hansie von Herwathcie. Przemilczano go w wszelkich podręcznikach do gimnazjów i liceów.

Obrazek użytkownika Gryf

31-05-2011 [15:32] - Gryf (niezweryfikowany) | Link:

O pakcie i dołączonym do niego tajnym protokole, już w dniu jego zawarcia, wiedzieli Amerykanie. Tuż po podpisaniu dokumentu przez Ribbentropa i Mołotowa poufnie poinformował o tym fak­cie Charlesa Bohlena, sekretarza ambasady USA w Moskwie, najbliższy współpracownik niemieckiego amba­sadora Schulenburga, Hans von Herwarth. Ujaw­nił on częściowo motywy swego postępowania: "Miałem »niearyjskie« pochodzenie, moja babka po kądzieli była Żydówką". Wyraził jednocześnie zdzi­wienie, że rządy USA i brytyjski, który również został poinformowany, nie przekazały wiadomości o pak­cie i tajnym protokole władzom polskim ("Amerykanie znali pakt. Rozmowa z Hansem von Herwarthem", "Życie Warszawy" 30 X 1992).
Dalsze wydarzenia polityczne sprawiły, że do kolejne­go "przyjaznego porozumienia" doszło 28 IX 1939 r. Stalin zaproponował Hitlerowi likwidację państwa polskiego we wszelkiej jego postaci.
Dodam że Jankesi mieli nawet mapy z podziałem Polski, a ile to historycznych prostytów z tytułami mgr, dr, prof. pisało że Francja i Anglia nie mogły nam pomóc. Za komuny zakłamywano Katyń i 17 września 1939 r. za bastarda okrągłego stołu III RP zakłamuje się prawdę o Hansie von Herwathcie. Przemilczano go w wszelkich podręcznikach do gimnazjów i liceów.