PAKT DLA KULTURY („Tacy mądrzy…”)

To zupełny przypadek, że czytając w sieci materiały na temat, który miał w założeniu a może i skutecznie zdominuje dzisiejszy przekaz medialny, czyli o podpisaniu Paktu dla Kultury, miałem równocześnie otwarty tekst Ziemkiewicza „Tacy mądrzy a tacy głupi”*. Świetnie on swym tytułem pasuje właśnie do tego dzisiejszego wydarzenia. Przede wszystkim przez szerokie spektrum znaczeń, jakie w tym kontekście dałoby się odkryć.

W całym tym wydarzeniu zastanawia mnie kilka spraw. Najważniejsza zaś narzuca się po wnikliwej lekturze wprowadzenia do paktu. Zawiera ono dość obszerną diagnozę stanu obecnego, pełnego barier, stojących w poprzek rozwojowi tych wszystkich elementów, które stanowią o sile i jakości naszej kultury. Znajdujemy tam następujące stwierdzenia:

„Jedną z najważniejszych obecnie przeszkód rozwoju Polski jest niedostatek kapitału społecznego, niski poziom zaufania do instytucji państwa, a także braki społecznej komunikacji, współpracy i działania dla dobra wspólnego.”

„Słabość debaty publicznej i brak przestrzegania zasad współżycia społecznego prowadzą do kryzysu społecznego i politycznego grożącego zachwianiem równowagi w państwie.”

„Stan kultury wiąże się z jakością państwa.”

„Modernizacja rozumiana jako budowanie solidarnego i pluralistycznego, […] społeczeństwa winna być podstawowym celem polityki państwa. Nie powiedzie się ona jednak, jeśli nie będą jej towarzyszyć właściwa organizacja przestrzeni symbolicznej i fizycznej…”

„Przestrzeń symboliczna, która łączy ludzi, zapobiega antagonistycznym podziałom i sankcjonuje pluralizm postaw, jest koniecznym warunkiem nowoczesnego społeczeństwa.”

Te fragmenty, stanowiące tylko fragment I części dokumentu najlepiej ilustrują tę moją wątpliwość generalną. A zasadzie zupełny brak wątpliwości co do celu i intencji dzisiejszego zdarzenia. Jeśli ktoś wczyta się w te zdania musi poczuć zdumienie, że autorem i jednym z sygnatariuszy jest polityczny układ (reprezentowany przez aktualny gabinet) od kilku lat sprawujący władze i odpowiadający w stopniu nieporównanie większym od wszystkich innych za rzeczywiste znaczenie wielu użytych w cytowanych fragmentach pojęć.

niski poziom zaufania do instytucji państwa”, „słabość debaty publicznej”, „także braki społecznej komunikacji” itd.

Mam wrażenie, że z jakichś powodów w pośpiechu sięgnięto wreszcie do tych mitycznych „pełnych szuflad” i bez wnikliwszego przejrzenia zaserwowano jakiś odkurzony plik papierów faktycznie przygotowany na zupełnie inną okazję. Nie uwzględniającą oczywistego przecież udziału obecnej ekipy w tych wyliczonych wyżej winach państwa.

I tu pierwszy raz zastanawiam się czy „tacy głupi” są ci wszyscy „tacy mądrzy”, którzy zebrali się by swymi obliczami zaręczać wagę wydarzenia, że nie dostrzegają tego prostego faktu? I naprawdę uchodzi ich uwadze że te słabości nie pojawiają się jako byty samoistne?

Mnie, mieszkającego w Toruniu, gdzie w gronie ludzi związanych z „warszawską” władzą, sygnującą dziś uroczyście wspomniane zapisy, ustalono właśnie (w formie samospełniającej się przepowiedni…), że pomnik ofiar Smoleńska będzie „dzielił i antagonizował” najbardziej podoba się ten fragment:

„Przestrzeń symboliczna, która łączy ludzi, zapobiega antagonistycznym podziałom i sankcjonuje pluralizm postaw, jest koniecznym warunkiem nowoczesnego społeczeństwa.”

Święte słowa! Żebyście je chociaż jeszcze rozumieli…

Lektura części II Paktu też mnie zadziwia. Składa się ona z konkretnych… W większości konkretnych zapisów bo ten punkt:

6
Państwo zobowiązuje się do przestrzegania uzgodnionych minimów usług publicznych w sferze kultury i edukacji zapewniających podstawowe kompetencje językowe i kulturalne. Zobowiązanie winno obejmować umiejętności praktyczne i teoretyczne zdobywane w powszechnym szkolnictwie obowiązkowym i fakultatywnych programach edukacyjnych.”

jest dla mnie dosyć niejasny a w zasadzie, w kontekście zawartego nim postulatu „zapewnienia podstawowych kompetencji językowych”, wręcz zabawny. Domyślam się, że chodzi o troskę by szkoły nam kształciły ludzi umiejących wysławiać się przyzwoicie w mowie i piśmie i całym sercem, czytając to, co wysmażono powyżej, ten postulat popieram. Ale wróćmy do meritum.

Tak więc cześć II to konkretne obietnice czy tam zobowiązania rządu związane z rozwojem kultury. Tak konkretne jak co najmniej 1% wydatków budżetowych oraz waloryzowanie go o co najmniej 1% powyżej wskaźnika inflacji. I tu znów zastanawiam się czy ci „tacy mądrzy” są „tacy głupi” by nie zauważyć w jakim momencie szef rządu podpisuje z nimi to zobowiązanie. W momencie, w którym do końca swej obecnej kadencji żadnego nie jest w stanie spełnić oraz w momencie, w którym jego dalsza władza wcale nie jest pewna.

Zważywszy na formę dokumentu, która nie jest wedle mnie aktem wiążącym władzę publiczną, następny (jeśli będzie inny i nadto widzący rzeczy nieco odmiennie) układ polityczny rzecz może zignorować czyli zwyczajnie „olać”.

Tym bardziej że nie za bardzo rozumiem kim są owi „Obywatele Kultury” stanowiący dla rządu partnera. To znaczy kim są fizycznie wiem dobrze. Za dobrze nawet… Ale w sferze prawnej? Wiem, że bywają podmioty społeczne, które stanowią naturalnego partnera dla władzy państwowej w różnych spornych kwestiach. Ale tam sytuacja najczęściej bywa inna. Da się przecież zebrać do kupy wszystkie (lub prawie wszystkie…) organizacje reprezentujące interesy hutników, rybaków, rolników… Ale kultura to rzecz tak bardzo przy tamtych branżach nieokreślona, że ilu by literatów, landszafciarzy albo nawet i performerów spędzić to nigdy nie będzie chyba wystarczającej reprezentacji. Nawet gdyby zapełnić Stadion Narodowy. Kiedy czyta się nazwiska owych „Obywateli Kultury” to wiadomo, że lista adresów do wypisania zaproszeń była wzięta gotowa skądinąd. Myślę, że w jej konstruowaniu posłużono się ideą zawartą w pierwszym zdaniu paktu:

„Przyszłość Polski zależy od wolnych, twórczych, rozumiejących się wzajemnie obywateli…”**

Nie mnie oceniać poziom wolności i sił twórczych szanownych sygnatariuszy ale bez dwóch zdań nie da się im odmówić tego, że „się wzajemnie rozumieją” z obecną władzą. I przez to nijak im nie przeszkadza, że partner za nic nie dotrzyma słowa ( bo mógł zrobić co obiecuje już ze trzy razy). Bo i nie po to dali się dziś kamerować żeby ktokolwiek cokolwiek dotrzymał. Bo tak naprawdę są oni „tacy mądrzy” i przez to wcale nie „tacy głupi”.

*http://www.rp.pl/artykul/65799...

** Wytłuszczone fragmenty za:http://wyborcza.pl/1,75475,880...