G-6: Tusk 2005 - NIE, Tusk 2009 - TAK

Można więc powiedzieć: lepiej późno niż wcale. Choć trudno zapomnieć tamto zdumienie przyszłego prezydenta Francji, że lider PO odrzuca pomysł dla Polski dobry.

 

Z drugiej jednak strony nie ma sensu czynić modłów dziękczynnych wobec Berlusconiego. Ameryki nie odkrył, sam pomysł jest oczywisty i wynika z pozycji demograficznej, politycznej i głosów w Radzie UE poszczególnych krajów potencjalnej G-6. I jeszcze jedna uwaga: w polityce międzynarodowej źle jest stosować zasadę - myć albo ręce albo nogi. Należy robić i to i to. Tłumacząc to na konkrety: nasz oczywisty udział w G-6 wcale nie wyklucza (wręcz przeciwnie) starań o obecność Polski w globalnej G-20. A to akurat jest ciężkim grzechem zaniechania ekipy Donalda Tuska.

 

Zbliża się bezlitośnie termin weryfikacji międzynarodowej skuteczności rządów PO-PSL. W czerwcu rozstrzygną się losy dwóch ważnych stanowisk, o które ubiegają się Polacy: przewodniczącego Parlamentu Europejskiego i sekretarza generalnego Rady Europy. Jeżeli Polacy obejmą te posady - rząd Tuska, mimo sporej wpadki z kandydaturą Sikorskiego, zasłuży na gratulacje. Jeśli zaś, nie daj Boże, nie - wówczas okaże się, że polityka zagraniczna to nie to samo co propaganda. A więc, jak mówi Pismo: "po owocach poznacie ich"...

 

                                                                                         ***

 

Nie mam zwyczaju komentować decyzji sądów, ale zdumiewa mnie mentalność sędziego - a w zasadzie młodej pani sędziny - która ostatnio, w sprawie spotu PiS, uznała, że polski, suwerenny (dla niej teoretycznie) rząd nie ma żadnego wpływu na to, co się dzieje w polskiej gospodarce i jak na oczach społeczeństwa zamykają polskie stocznie, to jest to wina nie tyle nieskutecznego premiera czy braku polityki przemysłowej rządu PO-PSL, a jedynie brzydkiej Komisji Europejskiej…

 

Sytuacja, w której młodzi ludzie w aparacie państwowym uważają, że od państwa polskiego nic nie zależy i w gruncie rzeczy: Bruksela "locuta, causa finita" i wszystko zależy od Unii - to doprawdy smutne zjawisko.

 

Jeżeli my sami, my - Polacy, także młodzi Polacy, nie będziemy wierzyć w siłę własnego państwa, szanować go, uważać go za suwerena w Polsce oraz poważnie traktować jego siły sprawczej - to trudno, abyśmy wymagali od innych, aby szanowali Polaków i polskie państwo.

Mam straszną wadę: dobrą pamięć. Pamiętam np. to, co mówili niektórzy politycy kilka lat temu - i co mówią teraz.

 

Przeczytałem właśnie, że włoski premier Silvio Berlusconi podczas wizyty w Warszawie zasugerował utworzenie nieformalnej grupy G-6, skupiającej największe państwa Unii Europejskiej - i że rząd Tuska ochoczo podjął tę inicjatywę. Przeczytałem - i uśmiechnąłem się... Bo mam dobrą pamięć i doskonale sobie przypominam, jak w kampanii prezydenckiej A.D. 2005 kandydat Donald Tusk... odrzucił (!) identyczną propozycję, złożoną wówczas przez pewnego francuskiego ministra, zresztą też pretendenta do urzędu prezydenckiego w swoim kraju. Tym ministrem był Nicolas Sarkozy...