Lecimy do Tbilisi

Lech Kaczyński nie robił sondażu, czy ma lecieć do Gruzji, czy też nie. Wiedział, że Polska jest w Gruzji, a Gruzja jest Polską.


Polski miało nie być

W artykule o naszych „elitach” zatytułowanym „Worek Judaszów” (Nowe Państwo) przywołałem słowa rosyjskiego historyka Pietrowa, że po wrześniu 1939 roku w planach Stalina Polski nie było i miało już nigdy nie być. Na obszarze dawnej II Rzeczypospolitej miała zostać szara masa ludności, z której będzie można ulepić wszystko. Jakże inaczej te fakty docierają do naszej świadomości, gdy pochodzą od rosyjskiego badacza dziejów, a nie, gdy dowiadujemy się tego od polskich historyków.

Jarosław Marek Rymkiewicz w „Kinderszenen”, powieści o polskim losie, przypomina propozycję generalnego gubernatora Hansa Franka. Zwrócił się do Polaków, by przestali szaleć i zrezygnowali z marzeń o własnym państwie. By nie marzyli o państwie, które nie tylko, że przestało istnieć, ale nigdy więcej istnieć nie miało. Rymkiewicz zdaje sobie z tego sprawę pisze więc, że z niemieckiego punktu widzenia historia Polski dobiegła kresu. Istniała tylko Generalna Gubernia, tymczasowy rezerwat dla Polaków.

W ten sposób miały się spotkać i spotkały się sowieckie i niemieckie oczekiwania wobec Polski - „bękarta traktatu wersalskiego”.

A od dwudziestu lat serwuje się Polakom zdziecinniałą wersję historii, gdzie nie spojrzą – na Wschód czy na Zachód - mają widzieć dożywotnich, wiecznych przyjaciół. Młodzieży licealnej w podręcznikach do historii dawkuje się prawdę i oszczędza jej delikatną psychikę nie podając drastycznych faktów, pisząc półprawdy, a więc kłamiąc.

Żeby zobaczyć, jakie minimum wiedzy przekazuje się maturzyście, od zaprzyjaźnionego licealisty pożyczyłem podręcznik do historii. Leży przede mną opracowanie czworga autorów „Historia 3” zakres rozszerzony (Operon, Gdynia 2008), i czytam, jaką (między innymi) 20 lat po odzyskaniu wolności proponuje się lekturę pomocniczą.

B. Nitschke „Wysiedlenie ludności niemieckiej z Polski w latach 1945 – 1949”, K. Skubiszewskiego – „Wysiedlenie Niemców po II wojnie światowej” – zadziwiający rok wydania - 1968. Swą wiedzę o pokoleniu akowskim młodzież ma poszerzyć czytając Romana Bratnego – „Kolumbowie rocznik dwudziesty” (1974).

Zaglądam do rozdziału „Kultura, nauka i oświata w okresie II wojny światowej”. Jest Ameryka i jest Edith Piaff, jest Bogart oraz Gregory Peck. Czytam, że na ziemiach zagarniętych przez ZSRR wprowadzono nauczanie w języku rosyjskim, i że nauczanie to gloryfikacja państwa radzieckiego. I lektura pomocnicza – Z. Pitery „Trzech wspaniałych Henry Fonda, John Wayne, Humphrey Bogart” (1990), Infelda Albert Einstein (1984) oraz „Artyści kontra Hitler. Prześladowania emigracja, opór” – Bonn 1991 i Czapińskiej - „Artyści w Trzeciej Rzeszy”.

Przecież to się nie mieści w głowie! Czy myślisz inaczej czytelniku tych słów? To jest literatura pomocnicza w podręczniku do historii klasy maturalnej w naszej szkole? Z taką wiedzą maturzystę wypuszcza się w świat?

Informuje się ucznia o „Dzienniku” Anny Frank, zrozumiałe, ale dlaczego nie ma fragmentów „Dzienników” Hansa Franka? Jakiegokolwiek?

Rymkiewicz w rozdziale „Polska w Europie – nie siłą, to po dobroci” cytuje słowa generalnego gubernatora Franka: „Gdy kiedyś wygramy wojnę - mówił Hans Frank 14 stycznia 1944 roku w krakowskiej sali posiedzeń NSDAP - nie mam nic przeciw temu, aby zrobić siekaninę z Polaków i Ukraińców i z tego wszystkiego, co się tu wałęsa - zrobić z nimi to, co się tylko będzie podobało". Gdy na procesie norymberskim cytowano fragmenty Dzienników Hansa Franka (słowa z przemówień i oświadczeń) można było usłyszeć: „Na miłość Boską. Przecież ten człowiek mówił przez całe cztery lata". Mówił. Przecież takie były plany wobec Polski i Polaków.

I jest pośród lektur dodatkowych Mariana Podkowińskiego „Norymberga. Proces stulecia” (w Norymberdze Frank został skazany na karę śmierci), ale czy młodzież poinformuje się, że Podkowiński znalazł się na słynnej liście Stefana Kisielewskiego „Moje typy”? Sporządził listę osób – według siebie - zajmujących się aktywnie propagandą PRL. Czy z opracowania Podkowińskiego w roku 2010 młodzież ma czerpać dodatkową wiedzę? Nie ma innych opracowań?

Sięgam do „Dzienników” Hansa Franka i na chybił trafił na stronie 484 trafiam na notatkę z 1943 roku : „W powiecie zamojskim pozostało jeszcze 50% Polaków”. Oto „Dziennik” Franka.

Dzisiaj w Polsce nie wydaje się jego „Dzienników” (ciekawe dlaczego) – przynajmniej nie dotarłem do informacji o ich wznowieniu. W moim egzemplarzu (w opracowaniu Stanisława Piotrowskiego z 1956 roku) natrafiam na fragment wywiadu z nim z dnia 6 lutego 1940 roku dla „Völkischer Beobachter”. Na pytanie dziennikarza o różnicę między Protektoratem a Gubernią Generalną odpowiada: „Mogę Panu plastycznie określić różnicę. W Pradze wywieszono np. wielkie, czerwone plakaty z wiadomością, że dzisiaj rozstrzelano 7 Czechów. Powiedziałem sobie wtedy: gdybym o każdych siedmiu rozstrzelanych Polakach chciał rozwiesić plakaty, to lasy polskie nie starczyłyby na wyprodukowanie papieru na takie obwieszczenia. — Tak, musieliśmy krótko ująć cugle."

Te słowa pokazują różnicę między Polską znajdującą się pod okupacją niemiecką, a położeniem innych krajów. Stosunkiem Niemców do ludności cywilnej.

A więc zapytać należy, czy Polacy dzisiaj mają prawo być szczególnie przewrażliwieni na to, co się dzieje wokół Polski, czy należy ich usypiać? Czy poprawność polityczna – albo coś innego, co trudno zrozumieć – nie pozwala w podręczniku umieścić tych albo podobnych informacji? Są zbyt szokujące?

Nasz Prezydent

I myślę o Polsce i o tym „czy ma być”, czy ma jej nie być wcale przypominając sobie słowa Lecha Kaczyńskiego: „My wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i mój kraj. Potrafimy się temu przeciwstawić, jeśli Europa będzie reprezentować wspólne wartości”. Mówił te słowa do 200-tysięcznego tłumu w stolicy Gruzji Tbilisi. Na znanym zdjęciu widzimy Prezydenta Polski i stojących za nim w jednym szeregu trzymających się za ręce uniesione do góry przywódców Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii i Gruzji.

W tę noc z 12 na 13 sierpnia 2008 roku nasz Prezydent był niekwestionowanym liderem tej części demokratycznego świata. Udzielał lekcji polityki przywódcom Zachodu: „Jesteśmy tutaj my, przywódcy pięciu państw, aby podjąć walkę. Nasi sąsiedzi pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ten kraj to Rosja. Ten kraj, który chce podporządkować sobie sąsiednie kraje. My mówimy "nie"!

W jaki sposób Lech Kaczyński znalazł się w Gruzji? W Gazecie Wyborczej czytam: "Prezydent wszedł do kabiny załogi i zapytał: panowie, kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych? Odpowiedziałem: Pan, Panie Prezydencie. To proszę wykonać polecenie i lecieć do Tbilisi - powiedział Prezydent i wyszedł, nie czekając na żadne wyjaśnienia" – i nie wiem ile w tych słowach jest prawdy. Ale właśnie to mógł nasz Prezydent powiedzieć.

Czy był tam – jak niektórzy piszą i mówią, by pomachać szabelką? A pytam o to w kontekście treści tajnych depesz dyplomatycznych, jaka będzie ujawniana w najbliższym czasie. Pamiętajmy o tym kontekście i uzupełniajmy sobie obraz naszego Prezydenta. Prezydent Gruzji Saakaszwili mówił o polskim prezydencie: „Odważył się w bardzo trudnym momencie zrobić to, czego wielu ludzi nie miało odwagi zrobić”. I prezydent Gruzji, aby ze Stanów Zjednoczonych dostać się do Polski na uroczystości pogrzebowe poleciał do Portugalii, stamtąd udał się do Włoch, następnie do Turcji, dalej do Bułgarii, a później do Rumunii. Dopiero z Rumunii udało mu się dostać do Polski. A nasz Prezydent mówił za nas wszystkich, w naszym imieniu – lecimy do Tbilisi.

W Krakowie prezydent Saakaszwili by ucałować dłoń prezydenckiej wnuczki był już po tym, gdy w Bazylice Mariackiej zakończyła się msza pogrzebowa. „To był mój ostatni hołd, ale myślę, że hołd odda historia. Cały tydzień cały mój naród płacze. (…) Nasz naród nie ma wątpliwości - on był prawdziwym bohaterem”.

I dowiadujemy się dzisiaj (tekst piszę w środę) o tajnych notatkach. Niektóre będą prawdziwe, niektóre zostaną medialnie zmanipulowane, ich treść zostanie narracyjnie przeinaczona. Ale warto i należy, pamiętać słowa o szabelce (według niektórych) i o tym, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodziło.

Lech Kaczyński nie robił sondażu, czy ma lecieć do Gruzji, czy też nie. Wiedział, że Polska jest w Gruzji, a Gruzja jest Polską.

A my? Czytajmy Jarosława Marka Rymkiewicza, czytajmy Janusza Krasińskiego, nie czytajmy jakichś peerelowskich opracowań (zabierajmy dzieciom) i patrzmy, pilnujmy, jakiej historii uczy się nasze dzieci. Mając w pamięci, że Polski miało nie być.