Brecht lepszy od papieża?

Czytam więc dziś np. Cezarego Michalskiego w "Dzienniku", który w wywiadzie ze Sławomirem Sierakowskim twierdzi ni mniej, ni więcej, że: "Kryzys pokazuje, że kapitalizm lepiej opisywał Bertold Brecht niż papieskie encykliki". Tak, tak, ja już takie rzeczy czytałem: to była komunistyczna literatura agitacyjna z lat 50., 60., rzadziej już 70. Michalski oczywiście ma inne intencje, ale retoryka jest bliźniacza. Zabawne. A może nawet mało zabawne...

 

                                                                                         ***

 

Cytat tygodnia. Szczery do niemieckiego bólu, były kanclerz RFN Gerhard Schroeder, dla tygodnika "Die Zelt" o powodach, dla których połakomił się na funkcję szefa rady nadzorczej spółki - córki Gazpromu, budującej Gazociąg Północny (właśnie dlatego teraz nazywany jest ... "kanclerzem Gazpromu"): "Chodziło o to, aby przezwyciężyć poczucie głębokiego rozczarowania po wyborczej porażce. Nie ma co ukrywać. Tylko polityk zna to uczucie zawodu, kiedy musi z własnej woli zejść ze sceny z powodu niekorzystnego wotum wyborców. To sytuacja egzystencjalna. Potrzebuje się wtedy przyjaciół".

 

Dobre, bo "otwartym tekstem". Szczególnie wzruszające jest określenie całej sytuacji mianem "egzystencjalnej"... Biedak Schroeder nie miał co do garnka włożyć, aż się Rosjanie zlitowali.

 

Cóż, egzystencjalizm à la Jean-Paul Sartre, też mocno porąbany, był jednak nieco bardziej finezyjny...  

Święta - świętami, ale nawet w święta trudno czytać wyłącznie książeczkę do nabożeństwa (choć i ją warto!).